Pracujemy razem, tj. pomagam w drobnych rzeczach. I uczę się tego, czego mi tak brakowało - że w pracy jedno drugie wspiera, a nie mu szkodzi. Uczymy się rozumieć wzajemnie i czerpać ze swojego wykształcenia.
Na początku strojenie wywoływało we mnie dreszcze, teraz wiem, że trzeba słuchać aż pojawi się czysty dźwięk.
Kiedyś bardzo zwracałam uwagę na to, że jesteśmy w przestrzeni sakralnej. Dziś odróżniam kult Najświętszego Sakramentu od przesady w tej dziedzinie.
Dużo się zmieniło, na lepsze. Jednocześnie pamiętamy, by oczyszczać serce w Sakramencie Spowiedzi i żyć Eucharystią.
Jeśli widzę błąd wobec Sacrum w naszym zachowaniu, mówię o tym, ale odróżniam to od wyszukiwania tych błędów i unikam ich wyolbrzymiania.
Życie nas uczy, że umowy są potrzebne, bo ludzie są tylko ludźmi - a szkoda, bo aż ludzi spotykamy rzadziej.
Na wymarzony urlop nas stale nie stać, więc organizujemy krótkie wycieczki w miejscach, w których przebywamy, pracując.
I z takiej wycieczki przesyłamy nasz wspólny uśmiech choć dziś jesteśmy zaniepokojeni obrotem spraw...
Do parafii na południu ściągnął nas "kościelny" - rodzina WSW zapewniając, że wszystko ustalone z "proboszczem" - rodzina MO.
Nieświadomi tych powiązań, przyjechaliśmy do pracy i nastroiliśmy pięknie instrument, który wart jest niejednego koncertu. Choć pytaliśmy o nocleg, byliśmy pozostawieni sami sobie w tej mierze i musieliśmy ponieść koszty hotelowe, których nam nie zwrócono.
Na koniec usłyszeliśmy kilka obelżywych uwag, wykonano przed nami teatrzyk z radą parafialną i rzucono nam ochłap w postaci nawet nie połowy wartości pracy i poniesionych kosztów.
Umowę odrzucono, bez czytania jej, nie mamy więc żadnego obowiazku czuwać nad instrumentem. A szkoda, bo byle kto gotów go zepsuć.
Bywają i takie sytuacje. Opisuję to dlatego, żeby było ich znacznie mniej.
Przy okazji, nadal wierzymy, że istnieje Kościół w wielu parafiach, do których nieraz trafiamy. Jednakże tam, gdzie tego brak, musimy ten brak wskazać dla przestrogi wobec innych.
Praca przy organach jest zarazem pasjonująca, jak i ryzykowna, dlatego trzeba określać jasno jej warunki i piętnować błędy postępowania osób nie-zainteresowanych uczciwym wynagrodzeniem naszej pracy.
Dzięki Bogu i Bogurodzicy
Dzieło wykonane!
Przyjechaliśmy do Parafii, gdzie pokazano nam zwykłą, ludzką dobroć, co wyszło przy naszym wypadku bardzo wyraźnie.
Mamy co jeść, gdzie spać, choć dzięki tzw. rządowi mamy duże opłaty na rzecz Państwa.
Pobyt tutaj jest jak zaczerpnięcie żywej wody po tych pomyjach, które na nas wylano gdzie indziej.
Najchętniej byśmy zostali w okolicy, ale mamy całą listę zamówień, więc na razie stale marzymy o urlopie, ale z niego ciągle rezygnujemy.
Najważniejsze: wszystkie modlitwy zostały wysłuchane i udało się przebrnąć wszystkie niebezpieczne sytuacje przy pracy. A to nas jeszcze zbliża...
Organy grają pięknie, więc z czystym sumieniem możemy je już oddać właścicielom. Każde słowo od ludzi tutaj jest bardzo cenne dla nas.
Nie ma co kryć, większość pracy wykonuje Maestro, a ja próbuję pomagać na razie w ramach rodzinnego wolontariatu. Cieszy nas, że ludzie chcą inwestować w naukę dzieci, że dla tych dzieci chce się nam więcej.
Mój McGyver spracował się bardzo i zasługuje na szacunek, który mu ludzie okazują. I za to jestem wdzięczna, i ludziom, i przede wszystkim, Niebu, żeby ująć skrótowo wszystkich jego mieszkańców.
Nagrywamy co się da, ale jeszcze się uczymy to zamieszczać czy przesyłać. Idziemy wreszcie spać, dziś był finisz, jutro może jeszcze prezentacja, ale raczej musimy się zająć naszym.samochodem, bo jest parę spraw do załatwienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz