Zapraszam do czytania tego, co ponadczasowe
W toku poszukiwań naszych akcesoriów do pracy znalazłam zeszyt z materiałami do publikacji.
Z tym zeszytem trafiliśmy do Sanktuarium, gdzie nasz święty Papież ze swoim świętym Następcą prowadzą nas do prawdziwej wolności.
Dlatego pracujemy w dziedzinie, która jest dość wymagająca, do czego zostaliśmy z
Mężem przygotowani i wyposażeni, każdy od strony sobie właściwej.
Namyślając się nad tą
pracą, podjęłam publikowanie przeglądu prasy katolickiej. Ale jako
RN, powinniśmy pamiętać o tym, by być obecnymi tam, gdzie nas skierował św. Ojciec Maksymilian.
Z czasu mojego współdziałania z narodowcami pozostały artykuły, których treść weryfikuje czas i owoce.
A nasza młodzież umie to odróżnić, gdy trzyma się podstaw naszej wiary. Jesteśmy im wdzięczni za to, że nie znając naszej sytuacji, wymagają od nas czytelnej postawy i pilnują byśmy mimo prawnych casusów - nie dali pomyśleć o sobie tak, jak chcą nasi wrogowie zawodowi, czyli jakbyśmy byli czymś innym niż Małżeństwo.
Dlatego to dla naszych sprzymierzeńców zostawiam to, co powinno ocaleć z tamtego czasu naiwnej wiary w kapłańskie powołanie jednego z polityków rn.
Cykl tekstów o wychowaniu,
dla młodzieży narodowej
która ma szczególną misję: kształtowania postaw swoich rówieśników.
------------------------------------------------------------------------------------
Jeden Naród ponad granicami
czyli jak to na uroczystościach
rocznicy Unii w Horodle było…
2-3 października 2015 roku, nasza
delegacja środowiska narodowego z Warszawy (Narodowej Organizacji Kobiet,
Młodzieży Wszechpolskiej, Ruchu Narodowego i Obozu Narodowo Radykalnego)
uczestniczyła w Dniu Jedności Kresowian, zorganizowanym po raz pierwszy w
Polsce,
z okazji rocznicy Unii w Horodle.
Program obchodów był bogaty, rozpoczęty
konferencją na temat świadomości narodowej w Parlamencie, wzmocniony Mszą
Świętą w Archikatedrze Warszawskiej, objął manifestację polskości: Marsz
Godności Rzeczypospolitej, Apel Poległych Obrońców Kresów, koncerty
patriotyczne oraz Mszę Świętą w Bazylice Serca Jezusowego; wyraz solidarności z
polskimi dziećmi, strajkującymi na Kresach w obronie polskiej tożsamości –
zagrożonej przepisami dotyczącymi istoty polskich szkół.
Wydarzenie opisane i udokumentowane w mediach (https://www.facebook.com/events/777892335660754/
), pozostaje w naszej pamięci – poznaliśmy osoby z zespołu Pieśni i Tańca
Wileńszczyzna – Polaków, którzy udostępnili nam swoją płytę i książkę z
tekstami pieśni, a otrzymali od nas drobny podarunek w formie książki
poetyckiej. To, co przeniknęło nasze serca w homilii w Archikatedrze, jest
pointą wydarzenia:
„Bóg o Was Pamięta i Upomniał Się o Was”
- usłyszeli Polacy, którzy na Kresach są
szykanowani, a w Polsce wciąż nie przyjmowani. A wystarczy spojrzeć w ich oczy,
którymi mówią nam o swojej tęsknocie do nas. W środowisku narodowym, chcemy
pielęgnować te więzi, zgodnie z hasłem „Jeden Naród ponad granicami”, bo Polacy
czekają na nas na terenach odciętych od Polski w wyniku układów obcych - a my
czekamy na nich w Polsce, by choć na chwilę wynagrodzić im ból oddalenia.
To, co uderza od razu w spotkaniu z Polakami z
Kresów, to zachowanie dzieci i młodzieży, które może być dla nas wzorem. Dramat
historyczny naszych Rodaków spowodował, że nauczyli się chronić to, czego my
nie doceniamy: polskość w kulturze i wierze, jako warunek przetrwania w obcym
środowisku.
Chociaż, środowisko to stało się im obce, a nie
było – co jest przesłaniem Mszy Świętej w solidarności z obrońcami polskości na
Kresach teraz:
„Wy tu jesteście u siebie, i tam jesteście u
siebie, taka jest sprawiedliwość”
Warto pamiętać, że Kościół Katolicki przetrwał
na Kresach wyłącznie dzięki Polakom, dlatego powinniśmy wspierać ich w dążeniu
do zachowania i pielęgnowania polskości w liturgii, a niedopuszczalne jest
popieranie jej niszczenia (druk modlitewników w obcych językach, kolaboracja, i
tego typu zachowania)
„Bóg Się o Was Upomniał”
Pamiętamy.
--------------------------------------------------------------------------------------
Zachować się jak trzeba
- o drodze świętości we współczesnej Europie
Razem z dziewczętami z Narodowej Organizacji Kobiet Warszawa bierzemy udział w wielu manifestacjach ostatnio, a wydarzenia, w których uczestniczą nasze delegacje, są tak znaczące, iż warto chwytać ich przesłania i przekazywać je młodzieży natychmiast. Gdy wydarzeń jest tyle, ten przekaz pozostaje w formie refleksji nad treścią. Dlatego do niektórych tematów będę wracać, a niektóre omawiać razem, aby jak najwięcej prawdy dotarło do młodego pokolenia. Ten cykl tekstów zaczynam pisać w chwili, gdy trwa namysł Pasterzy Kościoła Katolickiego w Polsce nad sytuacją młodzieży, a w Rzymie rozpoczął się Synod na temat powołania i misji małżeństwa i rodziny w świecie współczesnym.
Stąd, wnioski te będą dotyczyć nieraz teologii moralnej i życia rodzinnego .
W tych dniach, przełomu września i października, przezywamy historię świętości Żołnierzy Niezłomnych: pogrzeb odnalezionych, poświęcenie pomnika bohaterskiej sanitariuszki; doświadczamy prawdy o jedności Narodu ponad granicami – podejmując wreszcie współdziałanie z środowiskami Polaków na Kresach, świętując pierwszy w Polsce Dzień Jedności Kresowian, i dostrzegając to właśnie środowisko jako rzeczywiście potrzebujące wsparcia, pomocy i solidarności – w odróżnieniu od sztucznie i fałszywie kreowanego problemu tzw. uchodźców (w istocie, imigrantów ekonomicznych) obcej kultury. Uczestniczymy w konferencjach i kongresach, o tematyce polityczno-społecznej, choć jako kobiety, koncentrujemy się na działaniu społecznym i wsparciu polityków chroniących wartości święte dla nas – według wskazań encykliki Ojca Świętego Piusa XI Casti connubii, którą czytamy, rozważając.
Już z tego zestawienia widać, jak wiele treści dostajemy, a warto przytoczyć uwagę prof. Janusza Kaweckiego, z którym rozmawialiśmy o roli prasy w przekazie wartości - na I chrześcijańskim Kongresie Społecznym w Warszawie (https://www.facebook.com/events/499034030255889) : profesor stwierdził, iż kształtowanie chrześcijańskiej polityki i życia społecznego w duchu katolickim napotyka opór dlatego, że głos Kościoła nie dociera do ludzi wierzących, zaangażowanych w działania społeczne czy polityczne.
Jest to, jak zgodziliśmy się w rozmowie, uwaga nie tak nowa, bo sformułował ją św. Ojciec Maksymilian, postulując formację prasy katolickiej i wpływ na prasę sekularyzowaną.
Dlatego, warto przyjrzeć się temu przekazowi głosu Kościoła, aby jego przesłania stały się orężem dla młodych działaczy katolickich. Casti connubii postuluje zaangażowanie politycznie członków Akcji Katolickiej, a tu liczymy na opiekę Kardynała Raymonda Burke – obrońcy wartości liturgii, sakramentów i postaw rycerskich w społeczeństwie. Zaczynamy od spojrzenia na wzór Niezłomnej Danusi Siedzikówny, która doczekała się pomnika przy katolickiej szkole im. Ks. Piotra Skargi.
Pięć filarów życia „Inki”
3 października 2015, delegacja narodowa była obecna na Mszy Świętej i uroczystości odsłonięcia pomnika Danuty Siedzikówny ps. „Inka”, przy kościele pw św. Stanisława męczennika, przy Katolickim Zespole Edukacyjnym im. Ks . Piotra Skargi. Pragnę zapisać tu pointę homilii, dostępnej na stronie stowarzyszenia patriotycznego Solidarni 2010: https://ewastankiewicz.wordpress.com/2015/10/04/odslonieto-pierwszy-w-stolicy-pomnik-inki - o pięciu filarach życia Danusi, które są dla nas drogowskazem. Jednak, zanim na nie spojrzymy, warto przypomnieć, dlaczego wpatrywanie się w życie i postawę Żołnierzy Niezłomnych jest tak ważne współcześnie. Nie chodzi tylko o ponadczasowość świętości, która zwycięża zawieruchy dziejowe, ale o pointę homilii podczas w dużej mierze symbolicznego, pogrzebu Żołnierzy Niezłomnych, skierowaną przez Pasterza (Biskupa Polowego) do młodzieży narodowej. Pasterz wspominając postawę Żołnierzy Niezłomnych, jak wszyscy, wskazywał na ich wierność Bogu i Ojczyźnie, ale chyba był pierwszym lub drugim (biorąc pod uwagę dyskretne wskazówki Metropolity Warszawskiego) , który przekazał młodzieży testament bohaterów nie do złamania.
Słowa z homilii na Placu Piłsudskiego, dotyczyły przygotowania młodych ludzi do odpowiedzialności za Polskę, w której mają przejąć rządy, zastępując tych, którzy zawiedli nadzieje społeczne i wspólnoty. Taka jest wymowa tego przesłania, i tę homilię warto znać…
Dlatego, dobrze jest szukać słów Pasterzy i duszpasterzy, gdy uczą patriotyzmu świadomego i przyjętego w Kościele z miłością pasterską i ojcowską. A wbrew medialnym uproszczeniom, Kościół – gdy znów cytujemy autora Casti connubii, który był u nas nuncjuszem w chwili starcia z bolszewikami – wcale nie odrzuca patriotyzmu ani postawy narodowej. Wprost przeciwnie, jest w stanie ją wesprzeć, wychowując do odpowiedzialności za Naród i Państwo, i mam wrażenie, że od odważnych duszpasterzy zależy, by spełniło się marzenie Romana Dmowskiego o świadomym wyborze katolicyzmu przez Polaków jako fundamentu tożsamości narodowej i osobistej.
Homilia, z której czerpię wskazówki dla młodzieży, jest do wysłuchania na podanej stronie, a my z niej teraz weźmiemy pointę: pięć filarów życia „Inki”, które Pasterz wywnioskował z jej biografii i źródeł. Pięć wartości, którymi kierowała się Danuta Siedzikówna, ustawione w konkretnej hierarchii pojęć – kolejność jest ważna, jak i treść słów. To antidotum na relatywizację w języku wypowiedzi medialnie promowanych.
Te pięć wartości łączy miłość do każdej z nich, miłość, która jest istotą pierwszej i z niej wypływając, tworzy odniesienia do wszystkich.
Na pierwszym miejscu Jest Bóg. To bardzo wyraźnie ujęte, przysięga złożona Bogu jest zobowiązaniem największym, bo wymaga absolutnej wierności. Pasterz podkreślił tu, iż ta przysięga, wsparta orędownictwem Bogurodzicy Niepokalanej i świętych, była źródłem siły do wytrwania dla Żołnierzy Niezłomnych, którzy nie poszli na układ z okupantami. Współcześnie, w chwili rozpoczęcia obrad Synodu o rodzinie, ta uwaga o wierności Bogu i przysiędze jest wzorem do wytrwania w wierności małżeńskiej i oporu przeciw próbom zrywania sakramentu.
Na drugim miejscu człowiek, w poszanowaniu jego godności. Temat w tych dniach o tyle trudny, że jesteśmy kuszeni, by pod pozorem pomocy, wprowadzić wrogów na teren miejsc świętych w Ojczyźnie. Jednakże, Bogu dzięki, w trakcie trwania modlitwy o rozeznanie właściwych form pomocy (modlitwa Różańcowa ma działanie weryfikujące postawy) wychodzą na jaw powody do słusznych obaw i jednocześnie, liderzy RN formułują wskazówki do odpowiedniego stosowania (procedury dyplomatyczne, o których niezmiennie przypomina Krzysztof Bosak w wystąpieniach telewizyjnych i radiowych, rozważając jak pomagać autentycznie cierpiącym ludziom w miejscu ich pochodzenia)
Szacunek dla człowieka w jego godności był wyznacznikiem postawy sanitariuszki, która niosła pomoc rannym ofiarom na polu bitwy. Umiała jednak także oprzeć się pokusie komunizmu, czego nie potrafią współcześni orędownicy udzielania pomocy pozornie – czyli z pominięciem prawdy. Jednocześnie, Pasterz zaznaczył niebezpieczeństwo postawienia gospodarki ponad Bogiem i człowiekiem, przestrzegając, że zrobimy sobie piekło na ziemi, jeśli zapomnimy o porządku wartości. Gdy do tego dodamy myśl Prymasa Stefana Kardynała Wyszyńskiego o właściwym porządku miłości, to odnajdujemy sens pięciu filarów życia Danusi i jej współtowarzyszy broni i świętości.
Wzór w rodzinie, bo świętości uczymy się w domu – umęczona przez Gestapo matka Danusi wysyłała jej modlitewnik, by umocnić ją w wierze, wiedząc, że jest to źródło siły w dobrym działaniu. Ojciec został wywieziony do łagrów i wraz z gen Andersem, w jego Armii dotarł do Teheranu, gdzie zmarł w 1943 roku.
Dom, w którym Danusia nauczyła się tych pięciu wartości, to wzór dla naszych domów współcześnie. Nie jest bez znaczenia, co podkreślano na konferencji, że jest to dom polski, szlachecki, związany z tradycją kresową.
Życie sakramentalne i formacja w Kościele, Danusia miała swojego stałego spowiednika-kierownika duchowego, który czuwał nad jej rozwojem i wytrwaniem w wierze. To bardzo ważna wskazówka dla młodzieży. Każda grupa powinna mieć swojego duszpasterza, każdy katolik powinien szukać swojego księdza, choćby dlatego, że jesteśmy zalewani ofertami sekt i osób, które wykorzystują to nasze pragnienie duchowego rozwoju i działania w duchu katolickiej nauki społecznej.
I wreszcie, miłość do Ojczyzny, która wypełnia ukochanie tych wszystkich wartości, w praktyce, w działaniu na rzecz własnego Narodu. Ta miłość, która sprawia, że człowiek nie patrzy na pozorne korzyści, a ogarnia to, co dotyczy przyszłości Ojczyzny, bierze za to odpowiedzialność, jest w stanie zrezygnować z „własnych pożytków” , „aby Jej służyć uczciwie” (z modlitwy Ks. Piotra Skargi, którą poprowadzili artyści na koncercie pamięci Danusi i Żołnierzy Niezłomnych, po Apelu Jasnogórskim i która wraz z deklaracją jej codziennego odmawiania w intencji Prezydenta Polski, została rozdana poprzedniego dnia, podczas uroczystości) Ta miłość pozwoliła sanitariuszce odrzucić pokusy zdrady dowódcy i całego środowiska walczących o prawdziwą Niepodległość Polski – odmówić współpracy z bezpieką radziecką – za co zapłaciła życiem.
Znamienne jest, że to urzędnik Instytutu Pamięci Narodowej podczas odsłonięcia pomnika ujawnił, iż cytat z listu Danusi znamy tylko dlatego, że to zapamiętały osoby, które musiały zniszczyć ten dokument, by nie wpadł w niepowołane ręce. Właśnie te słowa, które stały się dewizą życia dla młodzieży teraz:
Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się, jak trzeba
Dlatego, szukajmy tych słów Pasterzy duszpasterzy, które są dla młodych patriotów lekcją, jak pełnić swoje obowiązki wobec Boga, człowieka, rodziny, Kościoła i Ojczyzny we współczesnym świecie, aby zachować się jak trzeba - czyli iść zgodnie ze swoim powołaniem, drogą świętości w konkretnym życiu.
Co może być tą drogą dla młodych narodowców?
To, o czym mówił Pasterz na Mszy Świętej Polowej:
przygotowanie się do przejęcia odpowiedzialności za Polskę.
Kolejny artykuł dotyczy tego właśnie przygotowania, czyli spojrzenia (z perspektywy chrześcijańskiej) na stan i źródło postaw współczesnej Europy oraz świata – na podstawie obserwacji i wniosków z I Chrześcijańskiego Kongresu Społecznego i debaty na temat starć kulturowych.
---------------------------------------------------------------------------------
O katolicką Polskę we współczesnej Europie
- spojrzenie z I Chrześcijańskiego Kongresu Społecznego
oraz debaty na temat starć kulturowych
Po
odsłonięciu pomnika Danuty Siedzikówny ps. „Inka” , niosąc w pamięci przesłanie
z Mszy Świętej, przemówień (w tym listu Prezydenta Polski), i rozmów,
wydelegowana przez koleżanki z Narodowej Organizacji Kobiet z Warszawy,
pojechałam na I Chrześcijański Kongres Społeczny, na który zaprosił nas lider
Ruchu Narodowego, Krzysztof Bosak, polityk.
Na kongres z
racji trwania przemówień przy pomniku troszkę się spóźniłam, ale weszłam na
tyle wcześnie, aby usłyszeć zasadnicze wątki prezentacji, dyskusje i przesłanie
spotkania. Kongres zorganizowało środowisko Prawicy Rzeczypospolitej, a
centralnym punktem była symboliczna ceremonia przyjęcia lidera tego ugrupowania
do europejskiego ugrupowania politycznego zajmującego się w założeniu obroną
wartości chrześcijańskich. Stąd, referat jednego z gości z Gruzji, był
płomienną mową mającą na celu przekonanie słuchaczy o konieczności tego
zdarzenia. Jednakże, dzięki temu, usłyszeliśmy jak ważne jest, by społeczność
chrześcijańska miała swój udział w kształtowaniu rzeczywistości Europy.
Takie
postawienie sprawy uderza, gdy przywołamy pamięć nauki św. Jana Pawła II, który
uświadamiał Polakom, że chrześcijaństwo tworzy kulturę i tożsamość Europy, a
Polska jak mało kto, ma prawo czuć się jej nie tylko częścią, ale centrum. (min
w książce: Pamięć i Tożsamość)
Tymczasem, w takcie kongresu zderzały się dwa spojrzenia: zwolenników niejasno
pojętego chrześcijaństwa, nowomowy politycznej, i manipulacji – oraz osób
przypominających nauczanie Kościoła, szczególnie św. Jana Pawła II, Prymasa
Stefana Kardynała Wyszyńskiego, osób z kręgu uczniów prof. Wandy Połtawskiej,
wybitnego naukowca, lekarza, doświadczonego obozem, a wzbogaconego przyjaźnią
ze św. Janem Pawłem II – osoby te upominały się o prawdę, precyzję języka,
szacunek zarówno dla męża, jak i dla małżonki, opiekę nad dziećmi, itd.
Głosy
bardziej liberalne i głosy bardziej konserwatywne, o ile mogę tak określić tę
polaryzację stanowisk – odzywały się zarówno z sali jak i ze „sceny” – czyli od
stołu panelistów, prowadzących debatę.
Nie jest moim
celem charakteryzowanie każdego z polityków, publicystów, czy działaczy, bo
wymaga to dokładnej analizy całego spotkania i długiego tekstu opisu – kongres
był nagrywany i można z tych materiałów korzystać (
http://radiowarszawa.com.pl/2015/10/chrzescijanski-kongres-spoleczny-za-nami/
). Chcę wskazać główny kierunek
dyskusji, i obraz, jaki z niej się wyłonił, aby młodzi działacze narodowi mogli
dostrzec, wobec czego stajemy, podejmując akcję uświadamiania społeczeństwu
jego korzeni, w jakich kręgach te akcje są zauważane, w jaki sposób jesteśmy
postrzegani jako ruch społeczno-polityczny, i wreszcie – co wynika z całej tej
debaty. Jako poetka z wykształceniem pedagogicznym, ocenę pozostawię między
wierszami.
Cel spotkania
Być może
najtrudniej uchwycić cel spotkania, bo trzeba wziąć pod uwagę kilka czynników –
zarówno wyrażonych werbalnie postulatów, jak i motywacji, ale bez wątpienia,
celem organizatorów kongresu było uświadomienie pewnej społeczności – a poprzez
media, i kolejnym kręgom – konieczności zaangażowania politycznego wierzących
ludzi, wobec postępującego upadku moralności i kultury w Europie.
Ten zamiar
koresponduje z celem konferencji stowarzyszenia prawnego „Ordo Iuris”, w której
jako Narodowa Organizacja Kobiet uczestniczyłyśmy niedawno. Stowarzyszenie było
obecne na kongresie, jego reprezentantka dr J. Banasiuk była wśród panelistów,
i to do niej skierował pytanie jeden z działaczy Prawicy RP. Celem działalności
stowarzyszenia jest właśnie uświadomienie ludziom konieczności zorganizowania
się wobec ataków prawnych (w istocie, bezprawnych) formalnych organów i
nieformalnych środowisk unii europejskiej na główne wartości w życiu społecznym.
Dlatego, postulat, by odbudować kulturę prawną w obronie tych wartości –
zgodny z pragnieniem Prezydenta Polski –
jest słuszny i zasługuje na podjęcie go we współdziałaniu.
Celem
mniejszym, choć bardzo artykułowanym, było nawoływanie Polaków do
zorganizowania się w większej społeczności, której jako oś przedstawiano
ugrupowanie przyjmujące lidera Prawicy RP w swoje szeregi. Tego celu nie
omawiam, bo nie jestem politykiem, nie znam charakteru, działań , a
szczególnie, owoców akcji tej organizacji. Na pewno modlitwa będzie wsparciem.
Jeszcze jednym z celów była kampania wyborcza organizatorów, ale to zjawisko
dotyczy w tej chwili wszystkich wydarzeń, w których możemy uczestniczyć,
dlatego nie omawiam tego oddzielnie.
Natomiast
celem, jaki wysunął się w połowie lub bardziej pod koniec kongresu, okazała się
dyskusja nad polityką rodzinną, podczas której to dyskusji właśnie dokonano
korekty tego zwrotu ku temu określeniu. Stwierdzono, że zwrot „polityka
prorodzinna” jest oksymoronem, bo polityka albo jest rodzinna, albo przeciw
rodzinie. To była najciekawsza część rozważań, gdyż wówczas przypomniano
nauczanie Kościoła, odwoływano się do konkretnych sytuacji z życia rodzin,
ukazano modele współdziałania męża i żony, przy podziale ich ról, a także,
podjęto głęboki namysł nad demografią, ujmując jako problem zamknięcie na
życie.
Diagnoza sytuacji w Europie i na świecie
W tym miejscu
warto zaznaczyć, że niedługo po tym spotkaniu, lider RN zaprosił nas do wysłuchania
debaty nad starciem kulturowym na froncie Europy – choć spotkanie miało inny tytuł,
tak odbieram jego treść – i ta debata uzupełnia obserwacje ze społecznego
kongresu chrześcijańskiego. Dlatego, piszę o problemie, na podstawie tych dwóch
spotkań. Bo wynika z nich niepokojąca prawda – iż Europa nazwana oświeceniową
lub postoświeceniową, odeszła od swoich chrześcijańskich korzeni tak daleko, że
nie ma skąd zaczerpnąć życiodajnych sił wobec napływu obcej kultury
społeczności islamskiej. A ten napływ, tak szeroko dyskutowany w mediach, jest dla
Europy szokiem, bo wraz z nim rysuje się możliwość wprowadzenia obcego nam
prawa, narzucenia obcych wierzeń i penalizacja zachowań uznawanych za normalne,
promocja dewiacji i egzekwowanie jej w sposób nieracjonalny, a także,
zniszczenie Kościoła i Narodów.
O ile na
kongresie społecznym zastanawiano się nad tym, jak ustrzec chrześcijańską
społeczność przed tym zagrożeniem, o tyle podczas debaty nad starciem
kulturowym zaproponowano dziwny kierunek rozważań – wyprzedzające oskarżenie o
nieludzkie zamiary, którym uderzono zawczasu wszystkich Europejczyków.
Ten zabieg
retoryczny nasunął mi skojarzenie z próbą wytłumaczenia opinii publicznej
zaplanowanego dramatu, i to odczucie potwierdza się w słowach jednego z uczestników
debaty – który zaczął się dość wyraźnie zastanawiać, „co powinno się zdarzyć”. A z jego toku rozumowania wynikało, iż
jesteśmy w tej chwili przekonywani do poczucia winy za planowaną zbrodnię. Moje
pytanie jest zapewne nie tylko moim – kto i co planuje wobec społeczności w
Europie, że słowo ‘eksterminacja’ odnoszone do ludności, śmiga w tych
wypowiedziach w tę i z powrotem?
Podczas
kongresu społecznego, rozważano stan duchowy Europy i świata, podczas debaty
raczej omawiano duchowość jako przeszkodę do rozwoju, a dyskusję przedstawiono
jako akademicką, co gdy w takim zwrocie niejasne, w ujęciu św. Ojca
Maksymiliana znajduje swoje odniesienie. Wnioski z obu spotkań są te same:
jesteśmy świadkami starcia dwóch modeli Europy i świata – pierwszy jest
„ludzki”- a zakorzeniony w postawie chrześcijańskiej, drugi „nieludzki” –
wynikający z planów sprzecznych z ludzką naturą i tworzonych w oderwaniu od
prawdy o człowieku ( św. Jan Paweł II przypomina, że prawda o człowieku to prawda pełna, czyli stwierdzenie faktu
więzi człowieka z Bogiem, faktu Stworzenia i Odkupienia, prawda o Panu Jezusie
Chrystusie i Jego Nauce). Za pierwszym idzie życie, za drugim śmierć, bo tak
kończy się odrzucenie prawdy o Bogu, która jest obecna w prawdzie o człowieku.
Forma debaty
Oba spotkania
miały podobną formę: panel dyskusyjny, chwila dla sali, odpowiedzi i
podsumowania. Może tu warto zrobić tę
uwagę, że dobrze jest, by młodzież była obecna na konferencjach, kongresach i
debatach, aby nauczyła się zabierać głos, reprezentując środowisko narodowe i
konsekwentnie domagała się odpowiedzi na postawione pytania. Bo niestety…
nieraz paneliści kluczą, zostawiając pytania otwarte lub pomijając ich sens,
zupełnie. Oczywiście, jest to bardziej typowe dla dyskusji organizowanych w
celu kwestionowania chrześcijańskiej tożsamości, niż dla tych, które ją
podtrzymują – ale pokusy wypowiadania się bez odniesienia do treści pytań,
zbijania ich, czy zmiana sensu, są obecne wszędzie i w każdym środowisku.
Podczas
debaty na temat starć kulturowych, którą paneliści określili jako seminarium
naukowe dla młodzieży, zaproponowano metodę scholastyczną, ścisły schemat
wypowiedzi i dążono do wniosków naukowych. Na tych spotkaniach jestem jako
nauczycielka… dlatego patrzę przede wszystkim na to, co podawane jest młodzieży
i w jaki sposób ona z tego korzysta. Dlatego tu zwracam uwagę, że warto
przygotować pytania, a jeśli to możliwe, notować je w trakcie debaty, bo czas
na dostęp do mikrofonu powinien być wykorzystany na przedstawienie stanowiska,
zadanie pytania, ukazanie Racji Stanu i prezentację środowiska narodowego oraz
postawy narodowej. Tymczasem, istnieje pokusa, by czas, który jest na
notowanie, poświęcić na niewerbalne wyrazy dezaprobaty. Dlaczego o tym mówię,
że to pokusa? Bo niezależnie od tego, ile w tym słuszności co do treści
wypowiedzi panelistów, warto jest tak opracować pytanie, aby oni musieli na nie
odpowiedzieć. Natomiast pokusa rozbijania się na szermowanie serią gestów,
dźwięków, itp. metod ekspresji, owocuje stratą tego czasu na przygotowanie
pytania. Myślę, że warto o tym pamiętać.
Obserwując
zachowanie liderów RN, widzę że są w trakcie debaty skoncentrowani na treści
słów i notują, by zadać pytanie, na które nie sposób im odmówić odpowiedzi.
Na kongresie,
młodzieży było trochę, ale głównie słuchała, dlatego trudno odnosić się do
pytań, których w ogóle nie zadano. Natomiast przedstawiciele starszego pokolenia,
przypominali panelistom Nauczanie Kościoła – choć, jak zaznaczyłam, podział na
liberałów i konserwatystów był obecny także przy stole debatujących.
Kolejny
element debaty, o którym zapominamy, to rozmowy kuluarowe, a właśnie one moim
zdaniem są od zawsze nośnikiem prawdy, bo stanowią o weryfikacji usłyszanych
przesłań. Stąd, cytowałam poprzednio myśl prof. J. Kaweckiego, tu mogę dodać
jeszcze słowa z rozmowy z dr G. Janowskim, który uczy nas, by polskość w
gospodarce kojarzyła się z gwarancją dobrej jakości. Jeśli weźmiemy pod uwagę,
że gwarancją zachowania dobrej jakości jest właściwa postawa moralna (wniosek z
kongresu), to dojdziemy i do tego, jak dźwignąć Polskę w wielu jej dziedzinach,
o czym szczegółowo mówił min. dr M. Szołucha, ekonomista, konsultant RN. Czy
dojdziemy do tego, jak dźwignąć i Kościół, w chwili jego próby, jest pytaniem
otwartym…na pewno, możemy tu tylko współdziałać z Bogiem, strzegąc Ojczyzny. Szerzej
o tym napiszę w artykule o domu i rodzinie jako Kościele domowym.
Wnioski ze spotkań
Z obu spotkań
jest ten sam wniosek co do stanu postaw Europy i świata – czyli stwierdzenie,
że postawy moralne zachowuje głównie społeczność świadoma chrześcijańskich
korzeni, praktykująca wiarę, należąca do Kościoła Katolickiego. Chociaż, także
ten fakt, iż nawet w obrębie tej społeczności jesteśmy kuszeni do różnych form
zdrady, która – w kontekście pięciu filarów życia „Inki” idzie albo od góry,
albo od dołu: czyli rozpoczyna się od zdrady Boga, co powoduje zdradę
człowieka, rodziny, Kościoła, i Ojczyzny – albo od zdrady Ojczyzny, przez
zdradę Kościoła, rodziny i człowieka, dochodzi do zdrady Boga.
Kierunek zależy
od świadomości własnej tożsamości, jej korzeni, i czegoś, co równie ważne –
wolności wyboru. Człowiek, mając wolną wolę, jest w stanie zakwestionować
własną tożsamość, i wtedy zdrada jest bardziej perfidna – bo dotyczy decyzji,
która zapada w sercu.
Z
chrześcijańskiego kongresu społecznego mamy ten kierunek, by umocnić małżeństwo
i rodzinę, chronić życie i pamiętać, że gwarantem tego jest Kościół Katolicki –
bo wszystkie inne wyznania ulegają pokusom dyskutowania wartości. Zdajemy sobie
sprawę z tego, że w tej chwili, pokusom poddawana jest także i społeczność
katolików. Gdy trwa Synod, dziewczęta z naszej organizacji nawołują do adopcji
duchowej biskupów – czyli modlitwy w intencji jednego z nich, potrzeba
czytelnych postaw i świadectwa wiary w życiu publicznym. Bardzo ładnie
realizują to organizacje narodowe w różnych formach wypowiedzi, nawołując do
Różańca (MW, ONR), przypominając treść Ślubów Jasnogórskich, studiując myśl
Prymasa Tysiąclecia (Idącym w przyszłość)
i odkrywając biografie polskich świętych, do czego zachęcił nas Krzysztof
Bosak.
Wnioskiem
politycznym jest postulat, aby wprowadzić Kartę Praw Rodziny (
http://www.srk.opoka.org.pl/srk/srk_pliki/karta.htm
), bo ona gwarantuje ochronę naszych wartości wobec bezprawia w unii
europejskiej. A o tym bezprawiu szerzej w artykule podsumowującym konferencję
stowarzyszenia „Ordo Iuris”, ze wspomnieniem omawianego kongresu.
Jak nas widzą – co robić?
Krótko:
negatywnie prezentują, choć znają naszą wartość. Środowisko narodowe jest
wymieniane jako organizatorzy pozaprawnych form protestu, burzyciele porządku, ryzykowna
społeczność, żywioł, który wymyka się spod kontroli… Pomijając fakt, ze
miotacze tych inwektyw grzeszą pychą, warto by nasza młodzież zabierała głos,
odkłamując ten fałszywie kreowany obraz rzeczywistości. To, że jesteśmy
niszczeni, jak wspomniał Pasterz na pogrzebie Żołnierzy Niezłomnych, jest potwierdzeniem
faktu, że stanowimy siłę społeczną, która ma znaczenie polityczne. Ma, nie
tylko może mieć, i jest na to dowód – większość argumentów naszych liderów jest
używana w debacie i dyskusji, staje się tłem i kontekstem rozwiązań prawnych,
oraz propozycji programowych, chociaż – i to zjawisko mnie zdumiewa – bez
podawania źródła pomysłu.
A zdaje się,
że to ta postawa czerpania z myśli narodowej bez wskazywania jej, jest tym
cierniem, który tkwi w nas, gdy dostajemy propozycje koalicji. Nie znając się
na polityce i nie podejmując się w ogóle oceny możliwości połączeń,
relacjonując tylko kolejne wnioski z różnych spotkań, dochodzę do wniosku, że ciosy
wymierzane w ruch narodowy nie są przypadkowe, bo jesteśmy tym ruchem, który
jednocześnie fascynuje i przeraża zainteresowanych korzystaniem z owoców naszej
pracy.
Napisałam w
liczbie mnogiej, choć hierarchicznie można by to ująć, zadaniem działaczy
społecznych jest wcielanie w życie wskazówek, jakie w formie publicystycznej
podają liderzy – a zadaniem liderów politycznych jest dostrzeganie tych
obszarów, które wskazują działacze społeczni i ojcowska troska. Jeszcze raz
wracam do słów dowódcy, że każdy ma znaleźć swoje miejsce, trafnie je określić
i dobrze sprawdzić się w wykonywanej pracy.
W tym punkcie
warto zadać pytanie, czy to, jak środowisko narodowe jest przedstawiane, jest
rzeczywiście spojrzeniem na nas jako całość i części ruchu? Odpowiem: nie.
A odpowiedź
opieram na rozmowach kuluarowych, w których okazuje się, że na hasło:
organizacja narodowa, narodowcy czy ruch narodowy – pojawia się uśmiech,
radość, nadzieja i wola współdziałania!
Dlatego… warto się zastanowić nad tym, w jaki sposób – podczas takich
debat – prezentować myśl katolicko-narodową i nasze środowisko tak, by
pozostawiło to skuteczną pamięć i budziło chęć zgłębiania tematu.
Stawiam na
młodzież… choć czasem dobrze, by na sali był nauczyciel. Kwestia tego, kto i jak ma mówić, jest do
ustalenia. Na pewno jestem przekonana, że udział naszych liderów w debacie jest
cenny, choćby po to, by młodzież uczyła się od nich sztuki dyskusji i umiała
zaistnieć przy mikrofonie w dobrej sprawie.
-----------------------------------------------------------------------------------
Pytanie dziecka
- o rodzinie jako Kościele domowym
Ten artykuł
piszę pod wpływem pytania, jakie zadało mi dziecko przez fb.
Co to jest ten Kościół domowy, o którym Pani
pisze?
Pani ten Kościół ma…
- a treść
naszej rozmowy wpisuje się w rozważania około Synodu na rzecz małżeństwa i
rodziny, który właśnie rozpoczął się w Rzymie.
Przypominając, że dziewczęta z Narodowej Organizacji Kobiet z Warszawy
zachęcają do adoptowania jednego z Biskupów – czyli podjęcia codziennej modlitwy
w jego intencji, przywołuję wnioski, do których doszliśmy online, z tym
chłopcem.
Kościół
domowy, zaznaczyłam mu od razu, może być pojmowany wężej, czyli jako konkretna
wspólnota w ramach konkretnego ruchu Światło-Życie, zorganizowana według
konkretnych zasad, wokół małżeństwa, które prowadzi modlitwę wśród rodzin. Jednak
gdy piszę o Kościele domowym, mam na myśli po prostu dom, w którym rodzina
staje się częścią Kościoła, odkrywając znaczenie wspólnej modlitwy i
sakramentów.
Ten artykuł
piszę… gdy niedawno ożenił się lider Ruchu Narodowego, Robert Winnicki, a zapowiedział
to już drugi, Witold Tumanowicz. Obie pary, Roberta i Beatę oraz Witolda i
Agnieszkę, zdążyłam poznać i otaczamy ich modlitwą, zawierzając Matce Bożej.
Może tym tekstem też ich trochę wesprzemy na tej nowej drodze życia.
A jednocześnie, mamy z dziewczętami to
szczęście, że wraz z egzemplarzem książki na Synod pt Pozostać w prawdzie Chrystusa, Małżeństwo i Komunia Święta w Kościele
Katolickim – którą czytamy jako znak sprzeciwu wobec akcji wymierzonej w
Magisterium Kościoła, otrzymałyśmy jeszcze jedną encyklikę: Ojca Świętego Leona
XIII Arcanum Divinae Sapientiae. O
sakramencie małżeństwa. Encyklikę tę przywołuje Ojciec Święty Pius XI w
swojej, Casti connubii
I patrząc w
te dokumenty, mogę zacząć odpowiadać temu dziecku….
Małżeństwo
jest podstawą rodziny, to ono tworzy Kościół domowy, ten wymiar Kościoła, który
realizuje się w rodzinnym domu. Rodzina zaczyna się od sakramentu małżeństwa,
choć wielu myśli, że początkiem rodziny są narodziny dziecka, czy jego Chrzest
Święty. Nie, to są już owoce małżeństwa. Oczywiście, wielu zaburza ten rytm,
zaciera tę prawdę, i szuka początku w zbliżeniu seksualnym, od którego skutków
ucieka poprzez zabiegi i środki przeciwko życiu, a gdy staje przed faktem
rodzicielstwa, kontynuuje ucieczkę lub podejmuje wspólne życie, w zależności od
tego, czy układ rodzinny jest korzystny czy daje się obejść. Wielu też ucieka w
związki, które nigdy nie zaowocują rodzicielstwem, i domaga się praw by je
uzyskać sztucznie.
Ale prawdą o
rodzinie jest sakrament Małżeństwa, i od tego wszystko się zaczyna. Dlatego tak
ważne jest przygotowanie do małżeństwa, jako do podjęcia wspólnie de facto
Drogi Krzyżowej. Albo inaczej, pełniej: drogi życia z Panem Jezusem Chrystusem,
co owocuje w pewnej chwili już Drogą Krzyżową. Pius XI w Casti connubii wręcz mówi, że mąż musi być gotów umrzeć za żonę, a
żona za męża. A to się dzieje, w całym życiu małżonków – gdy obumierają z
egoizmu, wobec siebie, i tworzą wspólnotę.
Naturalnie,
podkreśla Ojciec Święty, małżeńska wspólnota nie odbiera tożsamości żadnemu z
małżonków. Oni zawierają małżeńskie przymierze, które sprawia, że wzajemnie ze
sobą współdziałają.
Odpisując
dziecku, rozważałam istotę wspólnej modlitwy i życia sakramentalnego: jako
podstawę dobrej rodziny, która tworzy prawdziwie dom. Oczywiście, orędownicy
złej sprawy, i za czasów Leona XIII, i za czasów Piusa XI, którzy jednoznacznie
te postawy potępiali, zarzucają katolikom, że pragną trzymać się wzoru
małżeństwa, a nie dostosowywać do jego wypaczeń. A jednak, taka jest prawda,
lepiej jest mieć wzór i ku niemu dążyć, czego uczył nas św. Ojciec Maksymilian,
aniżeli zrezygnować z wysiłku i chwytać co popadnie, bo to owocuje
rozczarowaniem i upadkiem w życiu. A z czasem, poczuciem życiowej klęski.
Dlatego,
warto patrzeć na sakrament małżeństwa jako na podstawę wspólnego życia
sakramentalnego, a to oznacza… że warto zgodnie ze wskazaniami encykliki, iść
za konkretnymi kryteriami wyboru, podjąć właściwe przygotowanie do małżeństwa –
czyli nie uczyć się zamykania na życie, ale gotowości do bycia razem w
otwartości na życie, pielęgnować cnotę czystości, wartość pracy formacyjnej, patrzeć na cel jedności – którym nie może być nic
innego jak wspólna droga świętości, wziąć pod uwagę konieczność walki w obronie
wartości, jakie kształtują życie małżeńskie i rodzinne – bo to wszystko, jak
uczy Leon XIII, jest podstawą chrześcijańskiego porządku społecznego, i
chrześcijańskiego ustroju politycznego. Ojciec Święty wręcz ukazuje rodzinę
chrześcijańską jako wzór Narodu, w którym wszyscy są powiązani ze sobą, i żyją
w jednym domu. Szeroki ten nasz dom, ponad granicami… ale idea jest słuszna,
gdy patrzymy na Naród jako na rodzinę, to zaczynamy o niego dbać jak o własną
wspólnotę, w której się rozwijamy i którą tworzymy.
Dziecku
tłumaczyłam to, że gdy mąż i żona wspólnie się modlą, to rzadziej się kłócą, bo
są pod wpływem Boga, a nie diabła. Wspólne życie sakramentalne , o czym
świadczą statystyki przemilczane w środowiskach pozakatolickich, jest gwarancją
trwania małżeństwa i rodziny. Co łatwo wyjaśnić, gdy założymy, że jest
autentyczne, szczerze podejmowane i polega na pracy małżonków nad sobą, dużą
pomocą jest wsparcie kierownika duchowego, stałego spowiednika. Wyobraź sobie, pisałam, że mąż i żona po
kłótni idą do spowiedzi i potem, każde uczy się panować nad sobą, a także
rozmawiać ze sobą nawzajem, pracuje nad sztuką zrozumienia i współtowarzyszenia
w życiu. To nie udaje się, gdy małżonkowie nie mają tego punktu odniesienia,
wtedy prędzej czy później zaczyna obowiązywać kontrakt i zasady biznesu,
marketing miękki lub twardy, i już nie ma domu, jest firma, stąd pojawia się
wymówienie i poszukiwanie nowej atrakcyjnej jednostki.
To prawdziwie,
wiara i życie sakramentalne gwarantują, że dom jest domem, a to dlatego, że
właśnie staje się częścią Kościoła. Na tym polega Kościół domowy. Nie można go
pojmować jako oderwanego od Kościoła, jako odrębnego Kościoła, ani nawet,
odrębnej wspólnoty, bo… rozejrzyjmy się po parafii w Niedzielę. Kościół składa
się z rodzin, one go wypełniają. A jednocześnie, to właśnie w rodzinie dzieje
się coś bardzo ważnego: ludzie dojrzewają do rozeznania życiowej drogi,
odkrycia swojego powołania. I tu widać wyraźnie, że rodzina jest Kościołem
domowym, bo w pewnym momencie, odnajdują się w niej wszystkie stany życia,
każde powołanie. Może nie zawsze mamy tego świadomość, ale rodzina, która chce
być Kościołem domowym, pracuje nad tym, więc wie, że jest gdzieś ciocia
zakonnica, jest gdzieś wujek ksiądz, był stryjeczny dziadek zakonnik, jest gdzieś i siostrzenica, która złożyła
śluby, stając się dziewicą konsekrowaną, i tak dalej. Do tego, rodzina
współdziała w autentycznej przyjaźni z parafią, w której odnajduje przestrzeń
dla swojego domu. Przyjaźń małżeństwa i ich dzieci z księżmi – tak naturalna,
od pierwszych sakramentów – staje się gwarancją, że w chwilach próby,
przetrwają oni jako wspólnota, nie tracąc wiary, a wzajemnie się ratując i
umacniając.
I jeszcze
wymiar misyjny: wierząca część rodziny modli się za tych, którzy stracili
wiarę. Modli się o ich nawrócenie, a nie utwierdza ich w błędzie. Daje czyste
świadectwo swoim życiem, zachowując się jak rodzina, ale tez…do pewnych granic.
Z chwilą ich przekroczenia, rodzina, która jest Kościołem domowym, pozostawia modlitwę i czas na opamiętanie
się, (pomaga Koronka do Miłosierdzia Bożego i Różaniec) ewentualnie wspiera
dyskretnie z daleka, i wtedy widzi efekty – po latach.
To trudne dla
tych, którzy chcieliby rzucić się bliskim na pomoc, ale sprawdzone – źle
obmyślana pomoc może owocować w sposób zatruty, wierząca część rodziny staje
przed ryzykiem utraty wiary, a niewierząca zaczyna dominować, szerząc swój
błędny – bo odarty z pracy duchowej – system
wartości. To nie oznacza, że każda forma modlitwy i każdy, kto żyje
sakramentalnie, dają gwarancję trwania małżeństwa jako Kościoła domowego – bo
trzeba odróżnić wartość modlitwy od pozoru,
i wartość sakramentu od świętokradztwa, a to jest temat publicznie
pomijany. Życie Eucharystią, którego domaga się coraz więcej par nie
małżeńskich, a wręcz przeciw istocie małżeństwa występujących, jest życiodajne
tylko wtedy, gdy przyjmujący sakrament są w stanie łaski uświęcającej. Nie jest
to możliwe, gdy normy ważności i godziwości spowiedzi są przesuwane za zgodą
spowiednika i spowiadanego, a tylko wtedy, gdy te normy w duszy człowieka i
jego decyzji są zachowane
Natomiast,
przyjmowanie świętokradcze Komunii Świętej, czyli trwanie w postawie wyboru
grzechu, owocuje opętaniem, bo jest wiecznym łamaniem wszystkich trzech Przykazań
naraz. I nie jest to prawdą, że te Przykazania nie są ważne – one gwarantują
ważność motywacji do zachowania wszystkich kolejnych. Gdy tej motywacji brak,
czyny tracą sens zbawczy, bo nie maja odniesienia do Pana Jezusa Chrystusa.
Dlatego wszystkie nadużycia sakramentalne mogą przynieść tylko to, czym
obfitują dotąd: zobojętnienie za Prawo Boże, odrzucenie i wybiórcze traktowanie
Nauki Pana Jezusa Chrystusa i wielowiekowego Nauczania Kościoła, świętokradztwo
i opętanie, a w konsekwencji, coraz bardziej bluźniercze zachowania, coraz
większe przesuwanie granic moralnych, coraz bardziej nieludzki świat, zamiast
obiecywanych ułatwień dla ludzkości. . (O tym pisał św. Jan Paweł II, w
encyklice o Kościele Ecclesia de
Eucharistia, tę prawdę też przypominał Benedykt XVI w adhortacji Sacramentum Caritatis, apelując by żyć
Eucharystią)
Z podejściem
do spowiedzi jest jak z podejściem do małżeństwa: tylko wysiłek w zachowaniu
wierności Bogu owocuje pokojem serca i życiem wiarą. Czy te argumenty w ogóle
słychać w debacie na temat małżeństwa i rodziny? A czy w ogóle istota
małżeństwa i rodziny powinna być poddawana debacie? Przecież to są wartości
stałe, tak jak stały jest obowiązek wychowania dzieci – a ten obowiązek jest
radością, pragnieniem, i prawem małżonków. Odpowiedzią jest miłość, jako
decyzja, która doprowadza do małżeństwa i je tworzy. Przysięga złożona sobie przez
mężczyznę i kobietę wzajemnie, przed Bogiem, to przysięga złożona Bogu, co
pamiętamy z homilii o pięciu filarach życia „Inki”.
I tą
refleksją, o małżeństwie jako Kościele domowym, o przymierzu, które trwa aż do
śmierci – kończę ten artykuł, choć jest to zaledwie zarys tematu, przed jakim
stają nasi Biskupi w tej chwili. Prawda, którą zaciera się im w oczach,
ukazując więcej wyjątków niż reguł. A jednak… warto znać zasadę, dobrze jest
dążyć do wzoru i zachować go w sercu.
Na tym polega
ta walka o godność sakramentu, o prawdziwy, bo wierny Bogu dom.
-----------------------------------------------------------------------------
Pod
Twoją Obronę
uciekamy
się
Święta
Boża Rodzicielko
- w poszukiwaniu programu obrony narodowej
W rocznicę
zwycięskiej bitwy pod Lepanto, na pamiątkę której ustanowiono święto Matki
Bożej Różańcowej, w znanym nam kontekście kulturowego i cywilizacyjnego
starcia, które znów grozi Europie, czytając w zdumieniu komunikat osób, które
odpowiadają za nasze dusze i ciała, wobec dramatycznych rozeznań z modlitwy –
piszę ten artykuł, ku obronie katolików w Polsce, ku obronie Narodu.
Tyle mamy
obrony, ile jej wypracujemy, z Różańcem w ręku - tak uważam, patrząc na stan
postaw prezentowanych podczas debat, błędy w pojmowaniu zagrożeń, manipulacje
medialne, formy emocjonalnego szantażu, i wszelkie przejawy kłamstwa lub złej
woli, jakie składają się na realizowanie bezbożnych dyrektyw unijnych zamiast
zachowania rozsądku i wiary, które budują cywilizację europejską.
A jest to o
tyle przykre, że wygląda na to, iż o tych błędach polityki i wspierającej ją
propagandy, decydują czynniki zewnętrzne, wpływy obcych interesów, czy – jak
ukazują sobie ludzie w sieci w formach graficznych: sprzedaż terytorium Polski
wraz z jej ludnością i wspólnotami. Stanęliśmy przed pytaniem, co robić, kogo
słuchać, komu wierzyć, dokąd iść, gdzie szukać ratunku – i na to pytanie,
przynajmniej w środowisku katolicko-narodowym jest jasna odpowiedź: wszystko
zależy od wierności Bogu i Matce Bożej. Czy to oznacza, że mamy zrezygnować z
ludzkiego działania w obronie własnej, rodziny, Narodu, Kościoła?
Oczywiście,
odpowiedź brzmi: nie. I niezależnie od różnych form nacisku, jest odpowiedzią
poprawną, bo nawet Katechizm Kościoła Katolickiego dozwala a nawet zaleca,
podjęcie obrony, wobec zagrożeń, a teologia małżeństwa i rodziny wręcz zaleca
gotowość do stawania w obronie tej podstawowej wspólnoty. Niosąc w pamięci tony
argumentów racjonalnych, z debat, konferencji, manifestacji, programów – jak
wspominane już wypowiedzi liderów RN, a zwłaszcza rozsądne stanowisko
Krzysztofa Bosaka zaprezentowane w RDC w rozmowie z Rafałem Betlejewskim;
rozważając logiczne, naukowe opinie historyków i publicystów na debacie o
polskiej tożsamości narodowej na Kresach – zbierając to wszystko, jako:
1. Przestrogi
przed zderzeniem Europy z islamską inwazją
2. Wyjaśnienia
działań internacjonalistycznych, rozbijających Europę Narodów
3. Świadomość
zezwierzęcenia, które już jest owocem obecności tych obcych
społeczności
na terenie Państw Europy Zachodniej (statystyki gwałtów i mordów
rytualnych)
4. Rozważne,
odważne i rzeczywiste propozycje rozwiązań; prawdziwe procedury
dyplomatyczne,
faktyczne formy pomocy udzielanej istotnie cierpiącym
5. Dramat
Polaków na Kresach, którzy przechodzą upokarzające badania tożsamości, a
nie dostają
się do kraju, choć są siłą przetrwania Kościoła Katolickiego na Kresach
i przechowują
wzór zachowania, dla naszej młodzieży
6. Orientację
wobec przyczyn kryzysu imigranckiego, łącznie z kwestią cui bono: kto
finansuje,
kto organizuje, kto korzysta, komu zależy
7. Zderzenie
z prawdziwym Nauczaniem Kościoła, opinie polskich świętych i
przewodników
duchowych (Stefana Kardynała Wyszyńskiego przypomnienie
porządku
miłości)
8. Konfrontację
woli złej i dobrej
9. Opinie
ekspertów różnych dziedzin: ekonomistów, wojska, policji, straży pożarnej,
służb
granicznych
- doszłam do
wniosku, że trzeba potraktować ten czas jako chwilę próby wiary i szukać
wszystkich godziwych środków obrony narodowej. I te inicjatywy są zarówno
oddolne (petycja do Prezydenta Polski o utworzenie skutecznej obrony
terytorialnej), jak i podejmowane przez Prezydenta kroki dyplomatyczne, a rolą
polityków stało się podsuwanie pomysłów na formy tej obrony – co jest bardzo
słuszne w obecnej sytuacji.
Zdajemy sobie
sprawę z tego, że o imigrantach mówią w tej chwili wszyscy, na fali kampanii
wyborczej do Parlamentu, ale istnieje taki podział w mediach: liberałowie,
którzy otwierają cudze granice, i konserwatyści, którzy mówią wprost o
konsekwencjach już do tej pory zaobserwowanych i przewidywanych (w tym
podziale, mam na myśli stanowisko moralne, a nie kwestie różnych dziedzin polityki).
Co może zrobić środowisko narodowe?
Myślę, że
możemy działać w kilku wymiarach – zarówno duchowo, wzywając pomocy Boga i
Królowej Polski, jak i fizycznie: organizując i podejmując szkolenia obronne,
przeprowadzając rozeznanie zdolności i trafnie określając zadania stowarzyszeń
i osób, opracowując konkretne strategie, angażując selektywnie potrzebną pomoc,
i współdziałając z Prezydentem Polski – czuwając, by dochował Jej wierności.
Rozważając w
tych dniach życie „Inki” i powód jej śmierci; uznałam, że nie należy wskazywać
dokładnie, skąd czerpiemy ratunek – ale szukać tych miejsc, form, i argumentów.
Do utworzenia planu obrony narodowej potrzeba współdziałania z Wojskiem
Polskim, oraz organizacjami paramilitarnymi. Jeśli zapatrzymy się przez chwilę
na sposób, w jaki powstawał plan obrony na Kresach, to dostrzeżemy te ścieżki,
które warto podjąć.
Wracam do
podstawy: zdajemy sobie sprawę z tego, że chociaż bezprawne zarządzenia blokują
prawdę, to ona dotyczy istoty walki, jaka nam grozi – a jest to walka na tle
duchowym, i niewiele osób ma odwagę mówić o tym wprost, ze względu na bardzo
szkodliwe wpływy lobby, forsującego ideologię multi-kulti. O tym splocie
duchowości i interesów ekonomicznych obcej kultury, pisze prof. M. Ryba w
swojej książce Odkłamać wczoraj i dziś,
w artykule na temat multi-kulti, który odsłania ideologiczny charakter tej
teorii zorganizowania życia społecznego. Myślę, że narodowcy mają poczucie
tego, ile zależy od szczerej modlitwy, dlatego teraz szczególnie proponuję
przemyśleć kwestię pielgrzymki do jednego z najstarszych Sanktuariów w Polsce,
w intencji ocalenia Ojczyzny i Kościoła.
Jednocześnie,
warto patrzeć na projekty młodzieży, która śledzi sytuację polityczną, i
odnajduje choć część rozwiązań, które mogą się przydać w planie obronnym. Jako
katolicy, zakładamy prawo do obrony, nie napaści – a zatem, możemy prowadzić i
uczestniczyć w kursach różnych szkół samoobrony, z tym zastrzeżeniem, że – ze względu na duchowe tło starcia kulturowego
i możliwego najazdu, należy dobrze rozpoznać typ myśli, która leży u podstaw
każdej z takich szkół – by uniknąć zagrożeń duchowych, pośrednich wyznań
pogaństwa, otwarcia na wpływy szkodliwe dla całego organizmu człowieka, itp.
I znów, tu
refleksja nad materialną formą obrony spotyka się z wyznaniem wiary: pomocne w
rozpoznaniu źródeł danej szkoły jest zawierzenie się Bogurodzicy Niepokalanej, a
co za tym idzie, podjęcie właściwych środków, w służbie u Niej. Może
gdziekolwiek indziej nie mogłabym tego napisać, ale w środowisku narodowym,
można powiedzieć tę prawdę wprost. Mamy świadomość, że prawda o człowieku nie
jest oderwana od prawdy o Zbawieniu, a nasz katolicyzm nie jest tylko
deklaratywny, ale faktyczny. Dlatego też, w sytuacji gdy stajemy wobec
ewidentnego kłamstwa, polegającego na zmianie znaczenia pojęcia: „uchodźca”
zamiast „imigrant”, do tego, w istocie, „imigrant ekonomiczny” – zastanawiamy
się, jak postąpić, by nie skrzywdzić niewinnych ludzi. Ten wątek jest obecny w
wypowiedziach liderów RN, ale także, jeszcze wyraźniej, w przemówieniach
członków Młodzieży Wszechpolskiej i Obozu Narodowo Radykalnego, którzy biorą
pod uwagę możliwość pomyłki w ocenie przybyszów.
Pomyłka może
mieć dramatyczne konsekwencje przede wszystkim dla tych, którzy przybyszów
przyjmują, stąd moje osłupienie po przeczytaniu tak beztroskich słów w
oficjalnych komunikacie duszpasterzy. Współodpowiedzialność, do której jesteśmy
zachęceni, to ryzyko utraty życia, zdrowia, mienia, czci, i wiary, narażenia
bezbronnych dzieci, a do tego – możliwość uczestniczenia w opanowaniu Narodu
Polskiego przez najeźdźców. Oczywiście, to są pewne przypuszczenia, ale kto
zgodzi się na takie ryzyko, równe…zdradzie? Przecież to Naród za zdrady
rozlicza, prędzej czy później, a w chwili zagrożenia pokoju i wolności, może to
się dziać bardzo szybko. Wspominamy Żołnierzy Niezłomnych, którzy walczyli z
kolaboracją w sposób zdecydowany i ostateczny. Czy te czasy takiej walki znów
nadchodzą?
Pomyłka w
ocenie imigrantów, z których część może być w dramatycznej sytuacji, jest możliwa
także dlatego, że nie podjęto skutecznych form pomocy wobec tych ludzi w
miejscu ich pochodzenia, albo podjęto ją wadliwie. Rozmawiałam z
przedstawicielami placówek, do których rząd chce kierować przybyłych – są tak
samo jak my, przeciwko tym planom, i tak samo jak my, uważają je za szkodliwe,
lekkomyślne, a nawet, niejasne. Mam nadzieję, że możemy na nich liczyć.
Na pikietach
i manifestacjach, widzimy zależnie od tego, czy wydarzenie jest organizowane w
całym kraju, czy tylko w jednym miejscu: tysiące lub dziesiątki tysięcy
Polaków, którzy mają w sobie przynajmniej niepokój odnośnie przyszłości, a ten
niepokój jest, jak głosił komunikat na stronie Archidiecezji Warszawskiej,
oparty na słusznych podstawach. I może tego się trzymajmy. Trwa modlitwa o
rozeznanie właściwych form pomocy – a w jej trakcie, otrzymaliśmy to
stwierdzenie (w dyskusji), iż uchodźca to ten, który prosi o gościnę,
uciekając przed wojną, a z chwilą, gdy czegoś zaczyna żądać, traci prawo do
korzystania z praw uchodźcy. I
to jest prawda, którą powinni znać wszyscy wierni w Kościele, wszyscy w
Narodzie.
Na pikietach
i manifestacjach, organizowanych w jedności przez Młodzież Wszechpolską i Obóz
Narodowo Radykalny, lub przez jedną z organizacji, z gościnną obecnością
drugiej, poznajemy prawdę w postaci:
a) danych
statystycznych dotyczących przemocy rytualnej i kulturowej w Europie i w
miejscu pochodzenia
przybyszów
b) konfrontacji
oficjalnie podawanych opinii przywódców europejskich z ich
wypowiedziami
stwierdzającymi bezradność wobec problemu i zagrożeń
c) realnych
opisów sytuacji ludzi cierpiących na tamtych terenach, szczególnie
chrześcijan,
prześladowanych aż do męczeństwa
d) brutalnej
różnicy w podejściu aktualnych władz i administracji Polski do
imigrantów
obcych kulturowo i wobec Polaków z Kresów, nieraz faktycznie z terenów
objętych
wojną.
e)
rzeczywistych opinii Polaków i Europejczyków na temat przyjmowania tzw.
uchodźców,
f) statystyk
zagrożenia terroryzmem
g) realnych
możliwości niesienia pomocy faktycznie potrzebującym
A jest to
walka na poziomie informacyjnym, która zawiera w sobie ryzyko błędu, ale im
lepiej weryfikujemy informacje, tym większą mamy pewność, że nie jesteśmy
bezwolnie unieświadomieni, co grozi całej społeczności widzów telewizji
zajmującej się propagandą nurtów polityki unijnej. Dlatego, potrzeba także, aby
nasze środowisko miało zarówno udział w tworzeniu przekazu medialnego, jak i
własne jego środki. To też jest forma obrony, której nie należy pominąć. Zwłaszcza,
że z kongresu, konferencji i debaty mam smutny wniosek – politycy i publicyści
bardziej dbają o to, jak zostaną zaprezentowani w mediach, niż o prawdę i nasze
bezpieczeństwo. Dlatego obecność narodowego środowiska: liderów i młodzieży, na
tych wydarzeniach jest istotna i kluczowa. Bo nieświadomych można przekonać do
postawy odpowiedzialnej zarówno podczas dyskusji, jak i rozmów kuluarowych.
Mam wrażenie,
że nasza młodzież, podobnie jak młodzież, którą z podziwem wspominamy, ma w
sobie ten potencjał obronny, którego teraz potrzebujemy wszyscy, ale warto go
odkrywać, pielęgnować i strzec, także przed znieprawieniem. Usportowienie
bardzo pomaga w tym dziele, i nie przypadkowo na sport stawiali zarówno twórcy
Polskiego Państwa Podziemnego, jak i nasi święci przewodnicy duchowi. Najtrudniejsza
jest kwestia koordynacji działań obronnych, zarówno tych, które tu zaledwie
zarysowałam w przypuszczeniach, jak i tych, które są faktycznie planowane przez
ekspertów od obrony narodowej.
Obrona
duchowa jest źródłem i wsparciem tej, która ma charakter fizyczny. Na pewno,
choć czasy trudne, trzeba wytrwać w jedności z Kościołem, stosując zasady
misyjnych wskazówek o mądrości, roztropności i łagodności, być gotowym do
odkłamywania obrazu rzeczywistości w rozmowach z duszpasterzami, informować ich
o stanie faktycznym naszej wiedzy na temat wrogich zachowań przybyszów i tu
widzę także rolę Narodowej Organizacji Kobiet, by przypomnieć mężczyznom
wszystkich stanów życia w Kościele, że są za nas, naszą cześć, godność, i
bezpieczeństwo odpowiedzialni; a jednocześnie, wierzę, iż Bogurodzica
Niepokalana, jak pod Lepanto, zbierze wiernych świeckich i duchownych, którzy
oprą się skutecznie obecnemu zagrożeniu inwazji na Europę.
Jest tego
pewna jaskółka w komunikacie duszpasterskim: to harcerstwo, które w historii
Polski okazało się środowiskiem godnym nadziei, jakie w nim złożono. Patrząc
jednak na to środowisko okiem nauczycielki, widzę to co umykało wtedy, umyka i
teraz: to są dzieci, to nasza młodzież – dlatego, w pierwszym akcie obrony - znów
idę za wskazaniem Krzysztofa Bosaka: rozważmy wszystkie te działania, które
mogą zablokować zagrożenie, choć o planie obrony należy myśleć już.
-----------------------------------------------------------------------------------
nasz kierunek:
Rycerstwo Niepokalanej
wiersze:
morze
Polityka nas dotyka
- o cenzurze na portalach społecznościowych
15 lipca 2016
Przed chwilą dowiedziałam się, że
dziś w ramach reakcji na atak terrorystyczny w Nicei, redakcja facebooka zablokowała
stronę Ruchu Narodowego i profile
narodowców polskich. Wiadomość ta spadła jak grom z jasnego nieba na ludzi,
którzy są w stanie w chłodny sposób oceniać zagrożenie islamskie i od ponad
roku podejmują żywą aktywność na rzecz uświadamiania tych zagrożeń
społeczeństwu. Internauci nie szczędzą
obelg w komentarzach, ponieważ zdają sobie sprawę z rzeczywistości, jeden z
liderów RN, Artur Zawisza w dowcipny sposób próbuje wyjaśnić sytuację, podczas
gdy prezes RN i poseł na Sejm, Robert Winnicki ujawnił już, że powodem
skandalicznej reakcji adminów facebooka był jego wpis interwencyjny w sprawie
zamachu. Wiceprezes RN, Krzysztof Bosak zauważył z przekąsem, że zwolennicy zasiedlania Europy muzułmanami twierdzili, iż do zamachów należy przywyknąć. To paradoks, że ukarano nie tych, którzy są winni, a tych, którzy winę
umieją wskazać w kontekście kulturowym. I tu jest pies pogrzebany, bo
współczesny wzór poprawności politycznej nie pozwala na myślenie w kategoriach
oceny. Ocenia jednak tych, którzy
oceniać potrafią. Zatem, cel redakcji nie został osiągnięty, powstało
zamieszanie, czuć niesmak, a wszystko to zamyka się w słowie: cenzura.
Cenzura polityczna, nie ma na to
innych słów, na portalach społecznościowych staje się prawdziwą zmorą.
Cenzurowane są wypowiedzi osób znanych i nieznanych, wpisy i komentarze, zespół
ma chyba duży problem z odnajdywaniem sensu rozmów, pociętych nie do poznania. Cenzura brzmi w pozornie spontanicznych
atakach internautów, które coraz częściej mają z ludźmi tyle wspólnego, co
programy obstawiające zakłady lotto, jest obecna w regulaminach, które są wręcz
jej popisem. Redaktorzy bawią się jak dzieci, tnąc na kawałki całości znaczeń,
a dopatrując się w symbolach gróźb, stają się bohaterami żartów o policji, nie
przeszkadza im to jednak wcale w pełnieniu tej roli w sieci. Dlaczego?
Nie da się ukryć, że każdy gest
cenzorski uwalnia całą lawinę skojarzeń na fali domysłów co do powodu wycięcia
istotnej informacji, można się założyć o przekonanie, że za chwilę okażą się
wszystkie przemilczenia z dziedziny gospodarki i polityki zagranicznej oraz
wewnętrznej. I tu pada pytanie o prawdę.
Co skłania adminów do tak nieprzemyślanych zachowań?
Choćby dziś. Ludzie, którzy nawet nie rozumieli ruchu
narodowego, pisali komentarze obywatelskie, próbując podejmować rozmowy o
stanie Państwa i kluczowych sprawach społecznych, w tej chwili jest przejaw
cenzury politycznej, wycelowanej w środowiska narodowe. Młodzieży by rzec,
piszcie kulturalniej, ale jest odwrotnie, to starzeż umie cenzurować, choć nie
trzyma poziomu dyskursu, a młodzież jest coraz lepiej przygotowana do swoich
zadań. Jedyne, co przychodzi do głowy, to zespół informatyczny.....chociaż,
można się domyśleć, że prawdopodobnie o to właśnie w tej sytuacji chodziło, aby
teraz kogoś wybrać i obdarzyć zaufaniem. Przepraszam za ton, ale czasem te
stare nowe metody są irytujące jak w okresie upadłych reżimów. Ktoś chyba oszalał na fb,
żeby porwać się na jawnie polityczny gest, który będzie rezonował w przestrzeni
publicznej i publicystycznej.
Cenzura jest zaraźliwa.
Kresy wytrzymałości
- o dyskusji publicznej
Żyjemy w
chwili burzliwych dyskusji, które wypełniają pustkę samotności w tłumie. Wśród
pytań, jakimi zalewa nas czas obecny, ginie podstawowe pytanie o tożsamość. Kim
jesteśmy? Patrząc w oczy pisarza, który to pytanie postawił, wysłuchałam debaty
na temat sytuacji Kresowian. Osią debaty było powracanie do pytań o sposób, w
jaki władza w Polsce traktuje swoich obywateli. Można było tak sformułować
refleksję, ponieważ wobec Kresowian stosuje się dziwnym trafem metodę
zapominania o tym, kim są. To Polacy, których liczba stanowi ponoć ¾ Narodu –
jak możliwe więc jest tak konsekwentne pomijanie ich spraw w debacie
politycznej i społecznej? Na gruncie społecznym jeszcze dokonuje się pewnym
gestów w stronę Kresowian, ale w polityce zagranicznej te gesty są przytłumione
zarówno obraźliwymi gestami ze strony sąsiadów, jak i bolesnym brakiem reakcji
ze strony władz w Polsce.
Dlatego chcę
opisać tę dyskusję, której byłam świadkiem. Bo chyba po raz pierwszy w życiu
usłyszałam coś, co wydawało się niemożliwe: jak Polacy potrafią sprzeciwić się
nakładaniu na nich fałszywie pojętych przyjaźni i odrzucają strach przed
zagrożeniem militarnym. W chwili, gdy obraduje w Warszawie cały sztab
wojskowych, z okazji szczytu NATO, warto spojrzeć na to miejsce, gdzie rozgrywa
się już od dawna konflikt bez rozwiązania. To teren dawnego Wielkiego Księstwa
Litewskiego, w którym obecnie blokowane są inicjatywy polskiej społeczności –
przoduje w ich tłumieniu Ukraina i Litwa, na Białorusi sytuacja wygląda
inaczej. Pisałam kiedyś o zamykaniu szkół na Litwie, teraz poruszam temat,
który wypełnił całe spotkanie – problem zachowania pamięci narodowej wobec
rodzącego się nacjonalizmu ukraińskiego.
Po
manifestacji przed Sejmem w tej sprawie, na spotkaniu w praskim urzędzie mieli spojrzeć sobie w
oczy ksiądz Jacek Międlar i profesor Jan Żaryn, ale formułę zmieniono, i
ostatecznie pojawili się goście: wiceprezes Światowego Kongresu Kresowian Witold Listowski, poseł klubu Prawo i Sprawiedliwość Michał Dworczyk, poseł klubu Kukiz 15 Wojciech
Bakun i pisarz Stanisław Srokowski, autor ekranizowanej książki „Wołyń”.
Nastroje
zebranych wzburzyła informacja, która poruszyła zarówno gości jak i publiczność
– o tym, że w Kijowie główną ulicę nazwano imieniem Stefana Bandery, natomiast
na spotkaniu ministrów był obecny potomek zbrodniarza ukraińskiego,
Szuchewycza. Wobec tego, zwrócono się do posła PiS, obecnego w rozmowach, z
żądaniem wyjaśnień, których próbował udzielić. Cała dyskusja ułożyła się
właśnie w tej rozmowie – obywateli z władzą, której przypomniano obowiązki.
Polacy chcą mieć prawo do ścigania zbrodniarzy wojennych, a mają zaledwie
przywilej ustanawiania różnej maści świąt, których charakter nie jest wiążący
dla sąsiadów Polski. Omówiono kwestię różnicy pomiędzy terminem uchwała i
ustawa, ze względu na to, iż termin ustawy daje więcej możliwości, jako że ma
charakter dokumentu prawnego, natomiast termin uchwały gwarantuje jedynie
możliwość wyrażenia woli, a nie egzekwowania jej w sposób trwały. Ma to znaczenie
dla programów nauczania, inicjatyw kulturalnych, ale przede wszystkim, kwestii
penalizacji czynów, które jak dotąd dla Ukraińców są prezentowane w świetle
bohaterstwa, a nie zbrodni. Dlatego o ustawę, a nie uchwałę wołał prezes Ruchu
Narodowego, Robert Winnicki, podczas manifestacji przed Sejmem. Poseł PiS
przypomniał o inicjatywie klubu, która była właśnie projektem uchwały z 2013
roku, by uznać prawdę o ludobójstwie i dodał, że uchwała została odrzucona głosami
posłów Platformy Obywatelskiej i Ruchu Palikota. W lutym 2015 zgłoszono ustawę
o Dniu Pamięci Męczeństwa Kresowian, w której obok pomordowanych na Kresach
ujęto ofiary sowieckiej agresji i rewolucji, co zaciera obraz prawdy
historycznej, marginalizując rolę ukraińskiego nacjonalizmu. Podczas gdy poseł
PiS dba o kulturę kresową jako podstawę tożsamości polskiej, angażując się w
ekshumacje, poseł klubu Kukiz 15 – W. Bakun przedstawił sytuację konkretnie,
min. wyjaśnił różnicę między uchwałą jako wyrażeniem woli a ustawą jako
dokumentu o mocy prawnej.
Spotkanie od
początku miało charakter dyskusji, bo już w trakcie pierwszego wystąpienia
publiczność żądała konkretu, zauważywszy że tłem konfliktu polsko-ukraińskiego
jest kwestia energetyczna, elektrowni atomowej. Posłowie odpowiadali na
pytania, dostrzegając problem mentalności azjatyckiej sąsiadów (PiS), zamiany
ruchu obywatelskiego na ruch kontrolowany zewnętrznie drogą sponsoringu –
(Kukiz 15), podkreślając wartość polskiego interesu narodowego (PiS), polskich
kontaktów z Kościołem na Ukrainie (Kukiz 15), małżeństw mieszanych (Kukiz 15).
Na gruncie spotkania ujawniła się prawda o rzeczywistości politycznej: posłowie
zobowiązani do zachowania dyscypliny partyjnej nie są w stanie, a nawet, nie
dają sobie prawa do zagłosowania w zgodzie z prawdą historyczną i własną
tożsamością – już nie mówiąc nawet o sumieniu. Ta informacja wzbudziła czytelny
okrzyk na sali: partię nazwano wrogiem Polski. Pytanie, jaka partia jest Polsce
przyjazna, jeśli nie możemy mówić o polskiej partii narodowej, czyli tej, która
konsekwentnie realizuje polski interes narodowy i składa się z osób o
tożsamości polskiej.
Posłowie za
radą publiczności dostrzegli zbieżność sytuacji na Ukrainie z sytuacją w
Niemczech, gdzie również powstaje kult A. Hitlera, w podobny sposób podejmowany
(filmy, ulica, podręczniki), co zrodziło pytanie o podejście władz w Polsce do
Polaków. Poseł klubu Kukiz 15 zasugerował, że istnieje zewnętrzny interes
ekonomiczny, który blokuje porozumienie Ukrainy i Polski jako kwestię polityki
suwerennej wobec Berlina i Paryża. Jako dowód przedstawił utrudnianie koalicji
z Węgrami. W ruchu na Majdanie dostrzegł zasadniczą zmianę, co publiczność
zanotowała jako analogię z sytuacją Polaków na Kresach przed szerzeniem
nacjonalizmu ukraińskiego. W. Bakun
stwierdził, że porozumienia można szukać z Ukraińcami, a nie z ideologią
D. Doncowa. Poseł PiS usiłował szukać pozytywnej wartości w kontaktach polskich
władz z Ukrainą, wyjaśniając stanowisko partii; założono iż Polska ma zachować
charakter podmiotowy w rozmowach, zatem musi być obecna niezależnie od składu
osobowego debaty. Trudno się z tym nie zgodzić retorycznie, a jednak
publiczność miała odwagę zwrócić uwagę politykom. I o tym teraz pragnę
opowiedzieć.
Publiczność
składała się z osób różnej afiliacji, bo byli obecni na sali ludzie pióra,
naukowcy, studenci, dziennikarze, członkowie Ruchu Narodowego i organizacji
narodowych oraz inicjatorzy protestu przeciwko fałszowaniu historii. Wszystkich
łączyło to samo pragnienie, by nie dopuścić już do pominięcia kwestii właściwego
przedstawiania relacji polsko-ukraińskich, ale – co zauważył pisarz. S. Srokowski
– te relacje są dla Polaków przykładem zaburzenia pojmowania polskiej
tożsamości, które to zaburzenie dokonuje się, gdy zapominamy o Kresach,
marginalizując je. Gdy zgadzamy się na odcięcie pamięci o tym terenie, to jakby
sami podpisujemy się pod ustaleniami w Jałcie – ustaleniami, które do tej pory
nie mają mocy prawnej i istnieje możliwość podważenia ich (informacja z uchwały
Światowego Kongresu Kresowian obradującego na Jasnej Górze w lipcu 2015) – i
odcinamy nasze korzenie, pozwalając na tworzenie alternatywnej wizji historii,
gubiąc naszą młodzież. Nasza młodzież zaś jest właśnie tą, która wchodzi w
relacje z młodzieżą ukraińską i dostrzega te rażące wręcz różnice w pojmowaniu
opieki Państwa nad Narodem – u władz w Polsce i u sąsiadów. Nasza młodzież
widzi ryzyko zagrożenia islamskiego na Ukrainie, co stanowi ryzyko dla
Światowych Dni Młodzieży – w bezpieczeństwo dzięki użyciu specjalnego sprzętu
(PiS)
Gdy publiczność
podała informację o utopii utworzenia Państwa polsko-ukraińskiego, którą to wizję
roztoczył podobno poseł PiS, S. Pięta, powróciwszy z Ukrainy, wezwano posłów do
wycofania się z poddańczej retoryki i nawiązywania przyjaźni za wszelką cenę.
Polacy obecni na sali wśród widzów oznajmili, że nie są przestraszeni
położeniem geopolitycznym Polski i nie mają ochoty na zubożanie Polski (w 2014
roku Ukraińcy wywieźli z naszego kraju 220 mln $), zobowiązali posłów do
zagwarantowania prawnych konsekwencji w dziedzinie edukacji i właściwego
przedstawiania prawdy historycznej, przypomnieli o konieczności penalizacji
czynów zbrodniczych – uznając kwestię świadomości narodowej za podstawową i
nadrzędną wobec interesów ekonomicznych czy politycznych.
Tu warto
wspomnieć, iż główny rozdźwięk pomiędzy władzą czy opozycją a społeczeństwem
polega na innym ustalaniu priorytetów w działaniu i pojmowaniu tożsamości. Rozdźwięk
ten ujawnił się w sposób jaskrawy, gdy wobec coraz głębszego odsłaniania prawdy
o faktycznym podejściu władz do Polaków na Kresach realizowanego w polityce
zagranicznej, goście i publiczność
zostali upomnieni, aby wzięli pod uwagę fakt, że znajdują się w lokalu
udostępnionym przez partię. To upomnienie zostało odebrane jako przejaw
cenzury, jako że urząd należy do obywateli, a nie do partii. Zatem to
publiczność skutecznie upomniała organizatorów, co świadczy o pewnej zmianie
myślenia obywateli. Polacy są w stanie rozpoznać formy cenzury i ujawniać je.
Refleksja o cenzurze potwierdziła się w ograniczeniu czasu przeznaczonego na
wypowiedź dla pisarza, autora ekranizowanej książki „Wołyń”, S. Srokowskiego.
Pisarz dostał od organizatorów tę chwilę, podczas której mógł jeszcze raz
zaapelować o pozostanie na poziomie wartości budujących polską kulturę
narodową, przypomnieć o tożsamości narodowej, wskazać ryzyko kultu Bandery
analogicznego do kultu Hitlera (na Ukrainie zdarza się forma modlitwy pod
pomnikiem zbrodniarza, dzieci uczą się wzoru bohaterstwa według wzoru
Ukraińskiej Armii Powstańczej, którą traktują jak polskie dzieci Armię Krajową
czy Narodowe Siły Zbrojne), wezwać do utworzenia Muzeum Kresowego – podczas gdy
powstają nowe muzea mniejszości narodowych, brak przez 70 lat miejsca pamięci
Kresów, które to miejsce mogłoby stać się poważnym ośrodkiem kultury polskiej,
atrakcją turystyczną, centrum edukacji, wsparciem dla gospodarki, itd.
Głos pisarza
współbrzmiał z głosem publiczności, dlatego w moim artykule pragnęłam połączyć
te dwa głosy w jeden: upomnienia władzy o
obowiązkach wobec Narodu. Jednakże publiczność sformułowała swój głos
bardzo dobitnie, wykazując trzeźwość osądu przed wypowiedzią pisarza i doszło do absurdu – bo właśnie z tym
pisarzem Polacy na sali mogli rozmawiać głębiej, niż z politykami, a tymczasem,
spotkanie przybrało charakter dyskusji politycznej i debaty Narodu z władzą. min. upomniano posła o służebnej roli portalu
społecznościowego facebook, zaznaczając że portal ten ma na celu prawdziwy kontakt
z ludźmi i podejmowanie rozmowy oraz komunikowanie podjętych działań, a nie
wyłącznie autoprezentację. Ten fakt wskazuje na gotowość Narodu do formowania
ruchu politycznego, który jest w stanie łączyć potrzeby społeczne z realiami
politycznej gry. Pytanie, czy Polacy zdają sobie sprawę z tego, że potrzeba
rozejrzeć się wokół, aby dostrzec tę gotowość i wyjść poza obręb wizji
proponowanych medialnie. Ten wniosek nasuwa się, gdy obserwujemy zasadnicze
różnice debat i dyskusji politycznych promowanych w ośrodkach kultury a tymi
ukazywanymi w mediach. Tendencja do tworzenia obrazu mainstreamowego okrada
Polaków z prawdy historycznej i spojrzenia na rzeczywistość polityczną. Władza
w Polsce potrzebowała tego upomnienia od publiczności, aby zrozumieć swój
służebny charakter. Problem w tym, że obywatele mogą już nie mieć cierpliwości
do władzy, która – jak zauważył pisarz – boi się odwołań do kultury i podstaw
istnienia Narodu. Stąd padło pytanie o termin rozwiązania Sejmu (adresowane do
posła klubu Kukiz 15).
Dlatego
Polacy czekają na ruch narodowy i władzę narodową, mają jednakże świadomość
zagrożeń nacjonalizmu, który rozwija się u sąsiadów w formie wadliwej. Warto
przypomnieć, że polski nacjonalizm ma charakter chrześcijański, jest głęboko
osadzony w katolicyzmie, chociaż obecnie obejmuje wiele nurtów. Pytanie o
polską władzę wciąż powraca, w kolejnych barwach, co dostrzegają twórcy
kultury. Wypada się ucieszyć, że ich głos współbrzmi z głosem Narodu, ale
należy także zapytać, dlaczego do tej pory ten głos jest lekceważony lub
marginalizowany. Zasada przydzielania czasu panelistom jest do tej pory,
zarówno w mediach jak i prezentacjach zewnętrznych, solą w oku ugrupowań i osób
– ze względu na nierównomierność rodzi się ryzyko niesprawiedliwości, a z tego,
niezrozumienia. Dlaczego to słowo „nie” jest rdzeniem dyskusji w Polsce,
zamiast pozytywnego dialogu narodowego? Może właśnie dlatego, że jesteśmy
wciąż, jak wskazał Norwid, żadnym społeczeństwem – mimo iż ciągle posługujemy
się mową z dziedziny nauk społecznych. A także dlatego, że brakuje podejścia
narodowego nie tyle wśród panelistów, co wśród organizatorów wszelakich
dyskusji. A to jest problem, na który warto było zwrócić uwagę. Dowiedzieliśmy
się także o naciskach opiniotwórczej Gazety Wyborczej na organizatorów debat i
spotkań aby zakończyć ich formułę; ta informacja stawia w pewnym świetle temat
dyskusji publicznej na miejscu. Dotąd przynajmniej jest możliwa wymiana zdań
między Polakami na sali.
Pisarz
wspomniał o konieczności dotrzymywania obietnic i ryzyku utraty zaufania
obywateli. Rola publiczności w tym kontekście wzrasta do roli mentora. Miejmy
nadzieję, że Polacy potrafią wyciągnąć z tego wnioski i utrzymać tę pozycję w
sposób wiążący dla władzy, bo jest to sprawdzian dla samych siebie – na ile
jesteśmy w stanie obronić naszą tożsamość wobec tak jawnych ataków i splotu
cudzych interesów.
Uwaga, dziennikarz!
- o misji reportera
Być
dziennikarzem w naszym wieku jest coraz trudniej, choć ten wysiłek jest testem
wytrwania w powołaniu. Pragniemy pisać prawdę, już na poziomie relacji z
wydarzeń, nie obciążonych politycznym zabarwieniem. Tymczasem, właśnie to pragnienie
jest wzięte pod lupę, gdy patrzą na nas eksperci od dobrego samopoczucia.
Próbując wytłumaczyć oczywistość, wpadamy w gorsze położenie, bo oto nagle
przychodzi nam stanąć po stronie zawodu, który jest siedliskiem
niebezpieczeństw i zagrożeń. Wtedy zaczyna się obrona misji dziennikarskiej, a
wraz z nią, weryfikacja motywacji – oto dowiadujemy się, że pojęcie misji jest
traktowane jako objaw chorobowy, musimy więc odnieść się do podejrzenia
zaburzeń umysłu i ducha. Czy świat jest w tej chwili udręczony chorobliwym
wprost dążeniem do spokoju, choćby nieświętego, choćby za wszelką cenę?
Rodzi się
szereg pytań: czy ludzie nie potrafią już myśleć o prawdzie, o życiu, w
kategoriach innych niż wygoda i spełnienie marzeń? Czy są rzeczywiście, tak
oddarci od rzeczywistości, że wystarczą im schematyczne wiadomości, podane w
nadmiarze, który usprawiedliwia ich cechę powszechnej znieczulicy? Czytamy o
dziennikarzach, którzy oddają życie w nieludzkich warunkach, i spływa to jak
woda po gęsi, czy tak jest? Czy wszystkie obrazy szczęśliwych rozwiązań są po
prostu, iluzją silniejszą niż fakty i możliwości?
Panie i
Panowie dziennikarze, oto macie pisać krótko, celnie i kłamliwie, oto macie
milczeć, gdy administracje portali społecznościowych prowadzą własną politykę,
zagraniczną i wewnętrzną, operując cenzurą, groźbą, karami… Panie i Panowie
nauczyciele, oto macie pamiętać, że uczycie dzieci tylko obsługi komputera i
wracacie do żywych. Panie i Panowie rodzice, oto macie problem, bo Wam
powierzono odpowiedzialność za wszystkie błędy tego projektu ułudy.
Uwaga,
dziennikarz, kryć się. A może odkryć prawdę o misji? Powtórzyć szeptem, że nie
jest chorobą – zanim weźmiemy do rąk kolejną gazetę.
Nasz czas
- o sytuacji Polski wobec możliwości wyjścia Zjednoczonego
Królestwa z Unii Europejskiej
Czy jesteśmy
w stanie przewidzieć przyszłość? Wbrew pozorom, nie jest to tekst reklamy usług
wróżbiarskich, a pytanie o pozycję Polski w układzie sił politycznych po
ewentualnym wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Wczoraj, tj. 8 lipca
2016 roku, byłam obecna na spotkaniu z prof. Markiem Cichockim w Klubie
Jagiellońskim. Spotkanie wśród młodzieży akademickiej, która z uwagą i
cierpliwością wysłuchała debaty na ten temat, i włączyła się aktywnie w
rozmowę.
Jaka Unia po
Brexit? Ta refleksja nurtuje Polaków, którzy mówią o Polexicie (Krzysztof Bosak, Robert Winnicki z Ruchu Narodowego) i
zastanawiają się nad kształtem Europy. Nie sposób wyobrazić sobie jej bez
Państwa nazywanego powszechnie Anglią. Pamiętam słowa prof. Legutki o tym, że
nie można wyobrazić sobie Europy bez Szekspira – na gruncie kulturalnym łatwo o
scharakteryzowanie specyfiki europejskiej. Na gruncie politycznym zaś jest to o
tyle trudne, iż mamy do czynienia z różnym sposobem pojmowania Państwa:
ukazanego jako monarchia – w nazwie Zjednoczonego Królestwa, co podkreślają
polscy emigranci; ujętego jako całość kulturowa pod względem pochodzenia – w
nazwie Wielkiej Brytanii i przedstawianego jako jeden z graczy politycznych –
pod wspomnianą nazwą Anglii. Poza tym, używa się jeszcze terminu Brytyjczycy
lub Anglicy dla określenia Narodu, pierwsze z tych określeń jest być może
właściwsze.
Wobec tego
terenu, który był i jest tak mocno związany historycznie z Polską, aktualnie
toczy się dyskusja, nad którą refleksję rozsnuł prof. Cichocki. Polacy stanowią
liczny procent ludności brytyjskiej, powstają nawet żarty na ten temat, stąd
całkiem poważnie można stwierdzić, że sprawa brytyjska zazębia się ze sprawą
polską. Jednakże sprawa polska sprawą brytyjską nie jest. Zjednoczone
Królestwo, osłabione poprzez wynik referendum na temat funkcjonowania w
strukturach unijnych, podejmuje już współdziałanie z Francją, pozostawiając
Polaków na łasce Niemiec, które uśmiechają się już do Chin. Nie dywagując długo
na temat prawdopodobnych scenariuszy z Fatimy i Akity, warto postawić pytanie:
dlaczego tak się dzieje? Prawdopodobnie dlatego, że sprawa brytyjska nie jest
sprawą polską. Ten wniosek stał się osią wyjaśnień, których profesor Cichocki
udzielił studentom.
Opisując to
spotkanie, pragnę zaznaczyć, że istnieje nagranie, dostępne na stronie stream
one, trwające trzy godziny – dlatego ten artykuł jest refleksją nad treścią
rozmowy, a nie raportem z kilku stron notatek. Profesor został zapytany o rzecz
podstawową: kwestię świadomości politycznej dziennikarzy i komentatorów w
Polsce. Studenci zauważają pewną powtarzalność zdumienia analityków wobec
wydarzeń politycznych – porównali zdumienie obecne do stanu nastrojów po
wygranej Andrzeja Dudy – i są gotowi drążyć temat, dostrzegając konieczność
podjęcia poszukiwań takich działań i czynników, które usprawniłyby tempo
reakcji nie tylko w debacie politycznej, ale już i w grze. Profesor, analizując
sytuację, wskazał dwa typy problemów, z którymi borykają się polskie media:
jeden to zbyt mainstreamowy styl myślenia, płytkie refleksje, szybkie i podobne
wnioski, uciekanie od rzeczywistości; zaś drugi to już kwestia ekonomiczna:
kryzys finansowy i technologiczny, napływ takiej ilości informacji, która
blokuje odbiór i co najgorsze, efekt
tego kryzysu – zanik wnioskowania. Jesteśmy w stanie opracować różne typy
wiadomości, ale brak nam czasu, by pochylić się nad ich treścią i wyciągnąć
wnioski.
Rewolucja
zaciera nam podstawowe wzorce epistemologiczne, stąd poznanie prawdy, pomimo
ogromu danych, staje się utrudnione, a wręcz niekiedy niemożliwe. I dzieje się
tak coraz częściej, dlatego zaczynamy żyć w podwójnej rzeczywistości: w jakiejś
przestrzeni wyobrażeniowej, zamiast w realnym odniesieniu do faktów i zdarzeń.
Ten motyw ujawnia się w podejściu Niemiec do problemów europejskiej unii, którą
traktują jako wspólnotę, gdzie chcą pełnić rolę mentora i gwaranta moralnego i
ekonomicznego. Kierując się tym pragnieniem, popełniają zasadniczy błąd w
ocenie możliwości Państw członkowskich, zapominając iż są to Państwa Narodowe,
gotowe do prowadzenia własnej polityki energetycznej i realizowania własnych
wzorców edukacyjnych. Niemcy występują z ofertą powierzenia im całości Unii Europejskiej,
stąd ich starcie z Anglią, która ma ambicje mocarstwowe, chociaż aktualnie
przechodzi swój kryzys polityczny. Brak elit politycznych jest problemem nie
tylko dla Zjednoczonego Królestwa, które może zmienić formę ustrojową, ale dla
każdego z Państw europejskich – profesor w całej strukturze europejskiej
wspólnoty dostrzegł zaledwie trzech polityków: Angelę Merkel, Jarosława
Kaczyńskiego i Wiktora Orbana, którzy są
w stanie prowadzić grę polityczną z prawdziwego zdarzenia. Wobec reszty użył
terminu implozja.
Implozja elit
staje się problemem Europy, a być może, i świata. Cywilizacja obrazkowa,
przewaga znaku nad słowem, maszyny nad człowiekiem powoduje zanik kultury i
chwieje możliwością porozumienia. Coraz częściej obywatele poszukują dowodów na
to, jak są poszkodowani, ponieważ władza nie spełnia ich oczekiwań, nie
wychodzi im naprzeciw, społeczeństwo zaczyna żyć w systemie monadycznym, to
znów rozpada się na wiązki świadomości chociaż jednocześnie prowadzone są
liczne dyskusje filozoficzne. Czy mamy spóźniony efekt fin de siecle, czy też
jest to przedwczesna oznaka kryzysu, który nie powinien dotyczyć drugiej dekady
wieku? Można rozważyć, dlaczego młodzież chwyta już te skojarzenia, dopytując o
możliwość działania do przodu, budzi się aktywizm i pragnienie rozpoznania
towarzystwa w drodze, poszukiwanie sojuszników. Studenci patrzą zarówno na
daleki wschód, jak i na tereny europejskie, poszukując jednakże czegoś pewnego,
stabilnego, dostrzegają inne kierunki niż podaje główny nurt. Patrzymy na grupę
Narodów, które wiąże wspólna tożsamość, historia, kultura, a nie tylko interes
ekonomiczny. Interes ten jednakże nie jest pominięty w poszukiwaniach sojuszu.
Może tym daje się wytłumaczyć, dlaczego dochodzi do implozji elit, podczas gdy
młodzi już tak aktywnie gromadzą się przy konkretnych osobach, sięgając po
autorytety. Interes ekonomiczny nie wystarcza, by obronić się przed pokusą
zrównania potencjalnych elit z ziemią – w przypadku otrzymania korzystniejszej
oferty. Dlatego warto oprzeć się o wspólną tożsamość, wówczas jesteśmy w stanie
pracować nad kształtowaniem ludzi, którzy pragną formować się do służby
publicznej.
Jaka Unia po
Brexit? Zastanawia się młodzież, gdy profesor studzi zapały prosząc o
ostrożność w ocenach. Błędem jaki popełniają dziennikarze dotąd, jest łatwa
wiara we własne diagnozy, podczas gdy rzeczywistość doświadczalna czy widzialna
stanowi zaledwie część prawdy. Znając przesłanki z historii, możemy kusić się o
próby prognozowania przyszłości, ale należy pamiętać, że polityka jest grą. Gdy
mamy tego świadomość, nie tracimy z oczu tych możliwości, które uciekają z
analiz medialnych. Dlatego młodzież pyta o prawdziwe reakcje Państw
członkowskich uznając w nich Państwa Narodowe. Emocje budzi dotąd odgrzany
Traktat Lizboński, który wraz z protokółem brytyjskim stał się źródłem dla
zasad funkcjonowania unii. Traktat odrzuciły Francja i Holandia, a Wielka
Brytania zakwestionowała jego zasady, dodając swój warunek: sformułowanie tych
dziedzin, których reguły mogą ustalać tylko rządy Państw członkowskich.
Dlaczego lepiej pisać o Państwach Narodowych, czego potrzebę czują już
studenci? Być może, powodem jest fakt iż coraz więcej Państw poszukuje już
własnej tożsamości, a potencjalne utworzenie superpaństwa unijnego odczuwa jako
zagrożenie. Sprzyja temu myślenie narodowe, które rozwija się w ruchach
narodowych w całej Europie. Narody nie chcą być w federacji, ani stanowić
cząstkę wspomnianego superpaństwa, które zapowiada się nie tyle może na
nieświęte cesarstwo Narodu Niemieckiego, co na utopijną wizję Europy Napoleona
Bonaparte, z dodatkiem sosu Huxley’a – jako że powstające superpaństwo kieruje
się coraz bardziej technologią niż humanizmem, i ulega pokusom cywilizacji
śmierci więcej niż zbliża się do cywilizacji życia.
Co w takiej
sytuacji z Polakami na emigracji i w kraju? Jaka Unia po Brexit, czy możliwy
Polexit, zastanawiają się przedstawiciele Ruchu Narodowego w ramach konferencji,
rozważa młodzież, pytając o zdanie analityków. Nie da się ukryć, że Polska nie
może pominąć sprawy brytyjskiej, a jednak należy pamiętać, że dla Wielkiej
Brytanii nie jesteśmy partnerem, o ile nie potrafimy już przygotować
odpowiednich propozycji formowania ładu w Europie. Czy możemy z nimi wystąpić?
Profesor uważa, że jest na to za wcześnie, ale warto już zająć się ich sformułowaniem.
Czy tych propozycji nie ma? Można mieć wątpliwości, wszak cały temat jest w tej
chwili tak szeroko omawiany, że trzeba tylko uchwycić zasadnicze wątki i zebrać
tę upragnioną całość projektu. Jaki to ma być projekt? Aby to zrozumieć, należy
spojrzeć na dwie możliwości działania Anglii.
Anglia może
zająć się wyłącznie sobą i swoją sytuacją lub doprowadzić do przeformułowania
prawnych zasad życia w Europie. Jeżeli będziemy w stanie przygotować ofertę dla
Anglii, powinniśmy mieć wpływ na przyszłość, w której się znajdziemy. Problem w
tym, by dobrze rozpoznać sojuszników, co z pamięcią przestróg ks. Jerzego
Popiełuszki warto rozważyć. Faktycznie, nie mieliśmy szczęścia do sojuszy, jako
że nasze położenie geopolityczne skazuje nas na układy z pewnym kręgiem Państw
o ambicjach mocarstwowych, stawiając nasze Państwo na pozycji wiecznego
tranzytu – można by powtarzać za Dmowskim. Należy jednakże dostrzec, że w
chwili obecnej, ma dokonać się metamorfoza struktur brukselskich, bo zbliżające
się wybory we Francji i w Niemczech nie pozwolą na dokonanie kosmetycznych
zmian. W obliczu zagrożenia migracyjnego (zalew imigrantów) jest prawdopodobne, iż Europa będzie musiała zmienić swój kształt – pytanie,
jak w tym odnajdą się Polacy wypełniło część dyskusji już do końca spotkania.
Czy będzie
efekt domina, czy będą kolejne exity, w domyśle: czy Polska może wyjść z Unii
Europejskiej i na jakich zasadach można by tego oczekiwać bez szkód dla Państwa
i Narodu – wszak chęć wyjścia zgłosiły już Holandia, Francja i Dania – nurtuje
studentów. Profesor wskazał zarówno na problem słabości polityk narodowych, jak
i na fakt dwojakiej możliwości reakcji struktur unijnych. W zależności od tego,
czy Wielka Brytania zostanie ukarana, czy też jej sytuacja będzie lepsza niż
przed referendum, mogą dokonać się kolejne przemiany w kierunku rozpadu unii. Rozpadu
tego profesor jednak nie przewiduje, ze względu na fakt istnienia wspólnego
rynku, którego rozpadu nie zaryzykuje żadne z Państw członkowskich. Co
zaryzykują elektoraty narodowe, nie zostało powiedziane, a ich głos jest coraz
silniejszy w Europie. Anglia zbliżyła się do Francji, zauważył profesor,
dlatego na sytuacji skorzystają Francja i Niemcy, a tracą Polska i Hiszpania.
Obok zubożenia kulturowego – Europa stanie się kontynentalnym superpaństwem
germańskim dokonują się kolejne załamania w strefie euro. Dla Polski istotne
jest, że Zjednoczone Królestwo było sojusznikiem w relacjach z Niemcami – w tej
chwili te relacje trzeba układać na nowo. Czy grozi nam Europa dwóch prędkości?
Profesor
powtarzał, że oto rozpoczął się proces negocjacji, w którym Polska musi odnaleźć swoje miejsce. Czy chcemy wyjść z
UE, czy też mamy w niej być – to pytanie postawiono medialnie (Polexit) a
wówczas kwestię tę zaczęły wyciszać inne Państwa. Co jest polskim interesem
narodowym? Profesor stwierdził, iż potrzeba by uniezależnić ścieżkę rozwoju
poprzez inwestycje zagraniczne, fundusze unijne i środki zewnętrzne ustępuje
potrzebie wewnętrznego kształtowania rozwoju na dłużej i bardziej
odpowiedzialnie. Jako wspólny cel Anglii i Polski wskazał wspólny rynek i wolny
przepływ osób. Ta kwestia budzi kontrowersje, bo istnieją dwa podejścia do
tematu. Jedno zakłada, że inicjatywa gospodarcza powinna być wolna, drugie
uwzględnia konieczność zachęcenia lub wręcz wskazania potrzeby powrotu do kraju
i współtworzenia go w ramach swojej działalności gospodarczej i pracy. Studenci widzą to w świetle
konieczności zdobycia kapitału, który będzie zainwestowany w Ojczyźnie. Tymczasem,
w stosunkach ze Zjednoczonym Królestwem, Polska ustąpiła w tej sprawie, aby
uniknąć przeformowania zasad wspólnego rynku.
Jaka Unia,
jaka Polska po Brexicie? Rozpatrywano w kontekście relacji Europy ze Stanami
Zjednoczonymi. Profesor Cichocki zasugerował, że sytuacja Europy będzie
zależała od sytuacji politycznej w USA. Gdyby tam doszło do radykalnej zmiany,
to wówczas dojdzie i do zasadniczych przemian w Europie, ale dotąd jest
realizowana konkretna polityka wobec Europy, która wyraża się w zapewnianiu
bezpieczeństwa poprzez NATO. Profesor uważa, że zarówno w polityce
zagranicznej, jak i w polityce regionalnej, Polska może być partnerem dla
Niemiec, studenci pragną by budować siłę w oparciu o kraje Europy Środkowo
Wschodniej. Profesor przypomniał fakt znany z historii, iż wszelkie sojusze regionalne
mają ograniczoną datę ważności. Czy piszemy o czymś, co już było? Czy potrafimy
to powstrzymać? Zastanawiam się razem ze studentami, wspominając to spotkanie,
podczas gdy profesor zalecił ostrożność i cierpliwość podając przykład
wadliwego formułowania traktatów w atmosferze pośpiechu. Problemem podstawowym
jest kwestia definicji UE – czy ma być pojmowana jako czysta wspólnota
gospodarcza, czy też ideologiczny twór bliżej antyutopii? Rozważając, profesor
zwrócił uwagę na, uczynienie z Komisji Europejskiej czegoś na wzór rządu
narodowego, nadmierną polityzację struktur UE która owocuje ogólnym chaosem.
Charakteryzując Komisji Europejskiej jako strażnika demokracji i bezpieczeństwa
w opozycji do Rady Europejskiej przejmującej ważniejsze funkcje, otworzył
dyskusję, w trakcie której zarysował swoje stanowisko w kwestii ruchów
kontestacyjnych. Wszak elektoraty narodowe oceniają wolę polityczną decydentów,
zdolność do podjęcia ryzyka, a tu UE przeżywa swój kryzys.
W dyskusji
spora część pytań dotyczyła przyszłości Anglii-Wielkiej Brytanii-Zjednoczonego
Królestwa, jej braku politycznego przywództwa i inercji elektoratów narodowych.
Jednocześnie zauważono tworzenie się ruchów oporu wobec polityki unijnej, ruchy
te nazwano kontestacyjnymi, a sam fakt ich występowania połączono z kryzysem
wartości, na których był zbudowany zachodni model społeczno-gospodarczy. Tu
zabrakło wyraźnego głosu polskiego Ruchu Narodowego, aby odciąć ruchy
antysystemowe od tradycji polskiego nacjonalizmu. Dlaczego to wydaje mi się ważne:
bo pod postacią ruchu kontestacyjnego można ująć zarówno KOD, jak i ruchy
narodowe europejskie, a śledzenie ich źródeł finansowania może doprowadzić do
szkodliwych uogólnień. Polski nacjonalizm w tej chwili określiłabym jako
konstruktywną opozycję, podczas gdy jako ruch kontestacyjny zostałby postawiony
w jednym rzędzie z ruchami subkultur, a to byłoby wyjątkowo niesprawiedliwe
wobec ludzi, którzy próbują podjąć trudne zadanie samowychowania i wychowania
narodowego. Profesor jednakże wykazał postawę zachowawczą, wskazując na
wspomniany brak elit politycznych. Myślę, że warto wreszcie ten problem
postawić: kuźnie elit mamy, dlaczego z niej nie korzystamy dotąd? Podobne
ubolewanie uciął profesor M. Ryba podczas swojego wykładu w Domu Literatury,
zalecając kształcenie i kształtowanie elit nie tylko politycznych, właśnie
wśród młodzieży akademickiej, bo od tego zależy faktyczny kształt Państwa
Narodowego.
I tą
refleksją mogę zakończyć ten artykuł.
Aforysta i bohater
-
spotkanie z płk Zdzisławem Bernardem Skarbkiem
Nasz czas
jest już lepszy niż w chwili beztreściowych kontestacji. Młodzież szuka
autorytetów, biega na spotkania z ciekawymi ludźmi, czyta wartościowe książki,
jest w ciągłym dążeniu do samorozwoju. Miałam okazję znaleźć się z młodymi na
spotkaniu z pułkownikiem II Korpusu Armii Andersa, Zdzisławem Bernardem
Skarbkiem. Gościa zaprosił Ruch Narodowy, stąd honory domu pełnili Beata i Robert Winniccy. A dom to
szczególny – Parlament Polski. Gość niezwykły, emigrant, kombatant, dyplomata,
a przede wszystkim – mąż i ojciec rodziny. Taki wzór wyłonił się w finale
wieczoru, gdy na pytanie o przesłanie dla młodzieży, pułkownik odparł, że jego
życiowym sukcesem jest szczęśliwa rodzina. Polska rodzina powstaje na emigracji
wtedy, gdy małżonkowie w domu mówią po polsku. Pułkownik Skarbek miał to
szczęście, że trafił na urzędnika, który doradził mu, by uczył dzieci polskiego
– naukę angielskiego wówczas przejmuje Państwo.
Zanim jednak
weteran mógł opowiedzieć o swoim szczęściu rodzinnym, mówił chwilę o warunkach,
w jakich powstawała Armia generała Andersa. Tworzyli ją ludzie, którzy przeszli
przez Sybir, bali się tam wrócić, dlatego być może nie byli w stanie mocno
zaprotestować wobec ustaleń jałtańskich, gdy je poznali. Warto jednak
nadmienić, że wszelkie sądy gość wypowiada z dużą delikatnością, pozostawiając
smak przypuszczeń. Zdzisława Skarbka nie interesują polityczne dywagacje czy
spóźnione żale. Koncentruje się na tu i teraz, wiążąc je z przyszłością,
potrafi wyjaśniać je przeszłością. Historia w jego ustach to gawęda o
konkretach, realiach życia obozowego –jak fakt, że konieczne było rozgrzewanie
butów wojskowych, by żołnierze mogli je włożyć, prawda o jedzeniu z cywilami –
zupy z dodatkiem dwóch wiader wody, czy bolesne doświadczenie kwarantanny
angielskiej: odebranie wojsku mundurów wraz z zawartością i spalenie ich, itd.
Pułkownik
umie mówić w sposób rozwlekły, ale spójny, ucząc młodzież sztuki dyplomacji,
możemy powiedzieć, że warto patrzeć jak unikać niechcianych pytań, kierując
rozmowę na grunt szczegółu i ciekawostki. To cenna umiejętność, która pozwoliła
oficerowi przetrwać na emigracji, gdzie jak pouczył jednego z dyskutantów,
jeśli nie zadziera nosa, to daleko
zajdzie. Realizm opisu uderza ze słów o historii kresowej rodziny, która
przecierpiała Sybir i trafiła do Gdyni, a następnie wyemigrowała do Australii,
ale ten realizm jest okraszony dowcipem, błyskotliwym humorem, salonową pointą.
Pułkownik z rzeźbioną laseczką porusza się jak lord, jego pierś brzmi medalami,
wśród których jest Krzyż Walecznych i Krzyż Monte Cassino. O tych odznaczeniach
Zdzisław Skarbek mówi jednak z pewną rezerwą: „Skarbek się ubrał jak choinka”,
„młody, pchał się niepotrzebnie” – co świadczy o skromności i rozwadze
jednocześnie. Pułkownik dodaje bowiem: „młody, ale nie głupi”, co jest
wskazówką dla młodzieży obecnej na sali. Kombatant, o walkach opowiada z tą
samą ochotą, co o rzeczywistości powojennej, jego obchodzi ta codzienna
krzątanina i zarabianie na życie. A przecież…
Żołnierz
opisał nam swoje losy, nakreślił wyraźnie marszrutę, prawie przeniósł nas w
tamte rejony – od Egiptu, Iranu i Syrii po Bolonię, odcisnął front w naszej
pamięci. Wspomniał o zamęczeniu dowództwa polskiego przez młodzież
faszystowską, co jest lekcją historii dla naszej młodzieży narodowej. Spodobało
mi się, jak delikatnie poradził sobie z pokusą komentowania sytuacji, od
początku do końca spotkania, przyjął rolę świadka zdarzeń, który uczy młode
pokolenie żyć naprawdę, mimo trudnych okoliczności. Jego ojca zamordowano wszak
w Miednoje, matka z rodziną przeszła Syberię, sama wędrówka z Armią gen.
Andersa była wyczerpująca, na miejscu doznali upokorzenia, odczuli gorycz
zdrady w Jałcie, przenieśli się po wojnie do Australii… a jednak, w tym
wszystkim, pozostali szczęśliwą rodziną, co zafascynowało młodzież. Gość odkrył
przed nami karty historii, zapisane bez retuszu: mówił o Armii Brytyjskiej i
warunkach życia, w trakcie dyskusji wspomniano o więziennym charakterze
Australii i metodach przetrwania polskiej społeczności. Wspomniano gen.
Kleeberga i tło emigracji do Ameryki Południowej, gdy 2000 polskich oficerów
wyjechało w geście protestu wobec obelżywych sytuacji w jakich postawiono
polskie wojsko w Anglii, od drobnych utrudnień po oficjalne afronty, min.
pominięto udział Polaków w paradzie wojskowej.
Kombatant
mówił o sobie mniej, niż o młodych, do których kierował swoją obecność. Być
może, chciał zaproponować pewien wzór do naśladowania, dlatego wspomniał o tym,
że miał iść do szkoły lotniczej w Dęblinie, zauważył także, iż wojna przerwała
niejedne studia i gimnazjum żołnierzy II Korpusu. Na pytanie, co było dla niego
najtrudniejsze, Zdzisław Skarbek odparł, że rozstanie z rodziną, założenie
swojej, decyzja o małżeństwie, pracy, zmianie myślenia – nie była to odpowiedź
sztampowa, ale właśnie przykład dla uczniów. „Jak słuchacie jeden drugiego, to
nie ma miejsca na kłopoty”, zaznaczył w przesłaniu podsumowującym spotkanie.
Beata i Robert Winniccy podarowali oficerowi książkę Polska dla Polaków pod redakcją M. Chodakiewicza. Gość nastawił się
na lekcję, sypiąc życiowymi aforyzmami, jak westchnienie „za mocno piłowałem,
to nie przyjdą do szkoły, za mało, to bałaganią”. Emigrant przypomniał o wadze
posługiwania się językiem polskim, bogacąc tę naukę gorzkim przykładem:
opowiedział nam o chłopcu, który prosił go, by mówić do niego tylko po
angielsku. Oficer spojrzał na niego i polecił mu przekazać meldunek osobie, która
go wysłała – by nigdy o nic go nie prosić. Tej delikatnej a stanowczej postawy
można od wojskowego zaczerpnąć.
Na zebraniu
obecna była Młodzież Wszechpolska i Narodowa Organizacja Kobiet Warszawa, toteż
odśpiewano gromko „Dwieście lat niech żyje nam!” człowiekowi, który ma ich 95.
Wspólnym zdjęciem i rozmowami na stopniach zakończył się wieczór.
Miałam okazję
porozmawiać jeszcze w środowisku emigracyjnym, i doszłam do wniosku, że warto
przybliżać naszej Polonii hasło Ruchu Narodowego: „Jeden Naród ponad granicami”
wraz z tradycją myśli narodowej, co w chwili gdy Prezydent zaleca dbanie o
Polaków na Kresach, zwłaszcza na Ukrainie, ma głębsze znaczenie. Gość przybył z
Australii poprzez Szkocję, opisał pogodę i klimat, który po Brexicie może się
zmieniać. Zastanawiam się, czy w pomocy Polakom na Kresach weźmie udział
Anglia, czy też, warto szukać wsparcia u Węgrów. Z całą pewnością spotkanie, a
szczególnie dyskusja, przypomniały nam historyczne cechy dyplomacji
angielskiej, wobec której potrzebujemy polskiego podejścia. Szczęśliwa rodzina
jest naszym skarbem, i tego nas płk Skarbek nauczył. Warto o tym pamiętać,
tworząc dyplomację.
Na ścieżkach, spacerkiem…
- refleksja
o woli rozmowy
Chcę pisać dla młodzieży, pozostając w
szkole narodowej odpowiedzialności za Państwo. Napotykam w tym jednak dużą
przeszkodę, którą jest… i tu bym zawiesiła głos, czekając na Waszą podpowiedź.
Umiemy do siebie mówić, mówiąc rzeczywiście do siebie – na facebooku, co wydaje
się wystarczające, podczas gdy tworzy pułapkę braku kontaktu. A ta pułapka
ujawnia się, gdy spotkać żywych ludzi…wtedy okazuje się, że mamy do czynienia z
trudem wyboru środków masowego przekazu i bawimy się informacją, nie budując relacji.
Trudno rozmawiać, gdy nie oglądamy
telewizji, poprzestając nawet na internecie. A jednak, nie chodzi o medium,
tylko o wolę rozmowy. Widzę Was, młodych i myślę - czemu milczymy lub mijamy
się w zdawkowych słowach? Chyba nie brak nam tematu, a właśnie tej woli, która
w pewnej chwili potrafi obudzić temat, tworząc bliskość; taką zwykłą obecność,
która otwiera dialog. Być może brak nam tej woli rozmowy, która jest
równie ważna jak wola polityczna, o jakiej wciąż rozprawiamy w sieci. Grozi
nam, że w tej rozprawie skazujemy jej treść na niebyt: gubiąc ludzkie reakcje.
Myślimy scenicznie, kreując wykonanie i
odbiór poprzez strój, gestykulację, scenerię; dywagujemy publicystycznie, nastawiając się na przepływ informacji danych,
ale nie porozumiewamy się towarzysko, unikając takiej sytuacji, gdy bylibyśmy
zmuszeni do dłuższego przebywania w jednym gronie.
Dlaczego?
Jak bardzo tęsknimy za normalnością, gdy
jesteśmy kierowani do sprawdzenia intencji, podchwycenia pomysłu,
zaobserwowania pożądanych zachowań i czynności, i tym podobnych zadań, które
nie mają wiele wspólnego z radosnym biegiem psów po parku, uśmiechem spacerujących
rodzin, drogami młodości, która ma jeszcze nadzieję. Widzę Wasze bluzki z
patriotycznych sklepów, czytam Wasze spojrzenia, gdy zaglądacie mi przez ramię
w autobusie czy czuję, jak stoimy za sobą murem w pociągu, wspólnie wpatrujemy
się w zapowiedzi obchodów Powstania Warszawskiego, razem przypominamy sobie biogramy
Żołnierzy Niezłomnych – mogłabym wymienić jeszcze wiele rzeczy, które
podejmujemy wspólnie, na odległość milczenia. Skąd jest to milczenie? Gdzie są
nasze słowa wzajemne?
Istnieje kilka powodów, ale szukając
tego jednego, wyławiam przyczynę: zostaliśmy do siebie zrażeni poprzez
działania zewnętrzne, zatem powinniśmy umieć wewnętrznie się odnaleźć. Co zaś
robimy? Zaufaliśmy osobom, które pracowały dla przeciwnych opcji czy też
uwierzyliśmy w swoje złe intencje; a może nie, może tylko nie potrafimy przyznać,
że czas spędzony na dyskusjach w internecie bywa czasem straconym bezpowrotnie,
podczas gdy czas oddany w rzeczywistości nawet kruchej rozmowy staje się
źródłem spotkania.
Mam tę
prośbę. Spróbujmy do siebie podejść, podjąć to ryzyko i mówić realnie. Bo słowa
z oczu wtedy i tak odnajdziemy, a jednak, nie pozostaną i one już zaledwie
iluzją. I wtedy będziemy czekać na swoje wiadomości, a ich treść stanie się dla
nas ważna, bo uprzykrzenie zostawimy tym, którzy próbują nas rozdzielić -
ujrzymy wówczas jasno, iż nie są to przyjaciele Polski. Czy zaś nieprzyjaciele Polski mogą być naszymi
przyjaciółmi, jest pytaniem retorycznym. Czemu więc dotąd mamy na nie niejedną
odpowiedź?
I kto to myśli
- o granicach moralności w wojnie cybernetycznej
Temat, jaki
przychodzi mi poruszyć, jest ciężki, a materiał nadaje się dla dziennikarzy
śledczych czy reżyserów filmowych. Dostaliśmy informację o użyciu sprzętu, którego
celem jest przewidywanie akcji terrorystycznych. Ta gładka formuła kryje w
sobie dramat ludzi, których proces myślenia wzięto pod uwagę. Mówimy o cywilach
naszej kultury, to ich umysły badano urządzeniami, które doprowadziły mózg do uszkodzeń. Uczulam na to całe zastępy osób, zajmujących się motoryką ruchu.
A propos. Materiał dla
dziennikarzy śledczych, połączyć daty ruchów obcych wojsk na terenie Polski z
falą nietypowych zachorowań, związanych z bronią biologiczną. Moim celem jest
refleksja nad ludzkością, nie pusta sensacja czy zimna detektywistyka.
Gdy
wchodzę do autobusu, zajmuję miejsce, za chwilę mam przy sobie młodych ludzi,
którzy wyjmują telefony i zaczynają surfowanie po internecie. Robimy to
wszyscy, a rozmowa niknie. Przypomina się nawet skecz o udanym dialogu
telefonicznym. Pisałam o tym
niedawno – jak mijamy się w normalnej drodze, a próbujemy spotkać w sieci. Dziś
było inaczej – bo odważyłam się nawiązać rozmowę z pasażerem w autobusie.
Czytał książkę, mój tomik spoczywał na kolanach, mogliśmy wymienić opinie, ale zrobiliśmy
coś innego: zastanowiliśmy się nad tym, jak umiemy szukać w literaturze
kryminału, podczas gdy prawdziwe przestępstwa dzieją się wokół.
Będę dziś
myślą przy tych cywilach, których niewielu pragnie obronić. Podawano im sugestie i komendy drogą symulacji myśli, a w chwili odkrycia błędu sprawy sprowadzono do poziomu zaburzeń emocji i umysłu. Przez moment mieliśmy wrażenie, że grupa aktywistów obroni prawdę, organizując protest przed MON. Tymczasem sprawę wyciszono, manifestację ukryto, teksty na ten temat znikły z sieci, ale konsekwencje trwają. Józef Stalin zwykł mawiać: jest człowiek, jest problem, nie ma człowieka, nie ma problemu. Wojna cybernetyczna
ma to do siebie, że niewielu widzi w niej rzeczywisty atak i starcie, tymczasem
ofiary są świadkami prawdziwego frontu. Myślę, że na odbiór tego typu wojny ma
wpływ fakt, że jej formy są powszechnie lekceważone, bagatelizowane lub choćby
tylko mylone. Oto dla wielu wojna ta ogranicza się do ryzyka utraty danych w
sieci. Tymczasem, ryzyko to istnieje realnie w życiu. Obserwuję wojnę, której
front przenosi się z sieci do realnej codzienności, pojmowanej w całości
działań człowieka, a pozostaje wirtualną przestrzenią, w której panują zasady
maszynowe.
Ta walka toczy
się w duszy i jest, wbrew pozorom, o wszystko, bo zaatakowany człowiek staje
nagle w pustym polu, wyjęty z kontekstu, podczas gdy wówczas i później, ktoś
zakwestionuje jego stan pamięci, a pokusy ukrycia wszystkiego za zasłoną emocji
są duże. Emocje wszak budzi sam temat wojny, poczucie zagrożenia, doświadczenie
krzywdy, samotność, zawiedzione zaufanie, itp.
Ludzie
zaatakowani cybernetycznie w życiu są postawieni przed trudnym wyborem: mogą
przyjąć reguły tej wojny i utracić swoje człowieczeństwo lub próbować walczyć i
polec w pamięci społeczności. Gdy dodać fakt, że wojnie cybernetycznej
podlegają teraz właśnie nie tylko osoby publiczne, ale cywile, których
codzienność została zniszczona - to dostrzegamy, iż zjawisko szerzy się jak
inne formy walki.
To, czego
jestem świadkiem, traktuję jako treść obserwacji uczestniczącej. Jest to, jak
wiadomo, metoda reporterska, chociaż z drugiej strony dostrzec można nazwę
eksperymentu, który określa stopień dobrowolności czynu śledczego. Pytanie do
kolegów i koleżanek z piórem i sygnałem: w jaki sposób zaplanowano całość
badania procesów myślowych i z czym zetknięto ludzi. Z czym
zetknięto ludzi, co wykorzystano do badań i czegoś więcej, sugestii podawanych
drogą wewnętrzną. Kto lub co przejęło metody kontemplacji zakonnej, zmieniając
je i eliminując rolę zakonów w wewnętrznym prowadzeniu duszy, kto lub co
posługuje się metodami wschodu, wyciszając i głusząc modlitwę? W którym
momencie sprawa wymknęła się spod kontroli wojska i Kościoła? Sprzęt został użyty w celu zapobiegania
atakom terrorystycznym, a został przejęty w działaniu lub efekcie przez osoby,
które spowodowały dramat cywilów.
Napisałam może
trochę w klimacie filmowych poszukiwań, ale sprawa jest ewidentnie dla
dziennikarzy, którzy w tym tonie umieją rozmawiać. Moim zdaniem, to właśnie,
czego chciano uniknąć, zdarzyło się. Sprzęt skrzywdził ludzi. Takie
sformułowanie jednak jest raczej niezdarne, ponieważ w przypadku nawet
najbardziej zaawansowanych technologii nie istnieje ani strzęp moralności u
maszyny. To odróżnia sztuczną inteligencję od człowieka, jak ustaliłam z
pasażerem autobusu
Zanim
napiszemy teksty o działaniu sprzętu, do czego powinni zebrać się eksperci
wojskowi, warto spojrzeć w samo sedno sprawy: co jest ludzkie, a co maszynowe?
Szukajmy tego, co tworzy nasze człowieczeństwo, i nie daje się podrobić w
żadnej kombinacji. Maszyny nie mają godności, nie znają honoru, nie dbają o
wytchnienie człowieka, nie widzą w nim osoby. Obce im, jak wspomnieliśmy,
postawy moralne i wybory życiowe. Dlatego nie jest dobrze, abyśmy tracili
naturalność rozmowy na rzecz wymyślnych form komunikacji wirtualnej – bo
granica, za którą możemy zgubić nasz ludzki język, jest cienka.
Czy przekroczyliśmy granicę, za którą zaczyna się poddanie automatom? Wszak ktoś obmyślił program, który symuluje myśli, ktoś go obsługuje, ktoś za to bierze odpowiedzialność. Tym słowem, jak kluczem, winno się otwierać drzwi do normalności. Tymczasem otwiera się tylko temat do rozmowy.
O ile formy kontemplacji są bliskie
rozważaniom, o tyle wsłuchiwanie się w czyjeś myśli jest już nadużyciem wobec
osoby; o ile wydawanie komend jest naturalne w wojsku, o tyle sugerowanie działań drogą wpływu na podświadomość jest już manipulacją, a stąd blisko do języka maszyn, którym obce dylematy duchowe. Im
wystarczy algorytm, który decyduje o skutecznym działaniu. Tyle, że ludzie nie
są składnikami efektywnych wzorów, choć pokusa tworzenia nowego wspaniałego świata ciągnie informatyków od dawna. Dlatego właśnie poszukiwanie kryteriów rozróżnienia
tego, co ludzkie od tego, co mechaniczne, staje się tematem rozmów w środkach
komunikacji. Proszę, by osoby z Wojska Polskiego prowadziły tę rozmowę z
cywilami. Bo tylko one znają granicę słów. Sprzęt miał mieć charakter obronny,
a przyszło nam pisać z frontu wojny cybernetycznej, gdzie wyciszono świadków.
Proszę także Kościół o udział w tych rozmowach, a szczególnie wzywam do nich
Rycerstwo Niepokalanej.
Aktualnie - w roku 2023 przychodzi nam odkrywać jak te intuicje okazały się kluczowe dla rozpoznania wspomnianej broni - por. Temat AI i chatu domyślnego.
Portal pełen niespodzianek
- przyczynek do dyskusji o charakterze facebooka
Pod kątem konferencji z dyrekcją fb, piszę kilka refleksji, czerpać z nich można już. Chodzi o specyfikę portalu, która wyraża się w tym, w jak różny sposób jest on pojmowany i wykorzystywany. Gdy chcemy uchwycić oddziaływanie facebooka, warto przypomnieć sobie, w jakim celu został założony. Miał być nie tyle platformą kontaktu, co od początku sposobem podglądania konkretnych osób i środowisk. Tę informację podano w filmie o fb.
Od swojego początku, portal miał być pełen zaskakujących metod uzyskiwania informacji, aż stał się tym, czym jest - portalem informacyjnym, całą platformą wiadomości, o różnym charakterze. I na tym można się skupić, to się zmienia.
Można pobieżnie stwierdzić, że to użytkownicy tworzą facebooka, czemu przeczą jawnie występujące formy ograniczeń wypowiedzi i faktyczna cenzura polityczna - o której pisałam - na portalu. Jednakże złudzenie tworzenia go pochodzi od tego, jak można go traktować.
(właśnie przed chwilą portal się zawiesił, po tym jednym słowie oceny)
Facebook wręcz zachęca, by pojmować jego zadanie jako pewną misję i formę ekspresji, stąd wiele osób traktuje go jako platformę terapeutyczną, miejsce opisu własnego życia, dążeń, i uczuć. To wszystko podane jest w informacjach, których użytkownicy chętnie udzielają, zapominając że portal - jeśli wierzyć filmowi - powstał w kręgu międzynarodowych służb specjalnych i jest używany przez policję na świecie.
Jednocześnie, portal stanowi iluzję wypowiedzi wolnej, o czym boleśnie przekonali się wszyscy, którzy chcieli w sposób rzeczywisty wymieniać się informacjami na temat zagrożeń naszego wieku. Boleśnie zraniono organizacje narodowe, usuwając strony i blokując konta. Nie rozwiązuje problemu fakt, że blokady bywają tymczasowe, jeśli treść kont znika w chwili, gdy jest potrzebna użytkownikom, jakby ktoś rwał zdanie w trakcie dyskusji.
Dlatego, oczekując na rozmowę dyrekcji facebooka z Ruchem Narodowym i organizacjami narodowymi (trzeba zaktywizować również Polonię), a także organizacjami pozarządowymi o profilu katolickim i działaniu na rzecz ochrony życia, warto wybrać swój styl bycia w sieci. Polskie działanie czy zagraniczna autoprezentacja, są to metody wpływania na administrację portalu oraz tworzenie postaw wśród ludzi bliskich wyznawanym poglądom lub osobie. Chciałam nadmienić jeszcze jedno.
Terapeutyczny charakter fb prowadzi także do nieporozumień wśród osób, które odczytują każdą ekspresję jako przejaw egoizmu czy egocentryzmu, zapewne często słusznie, bo tak działa autoprezentacja w nieskończoność. Jednak teraz może być to również forma protestu przeciwko ograniczeniom o istocie cenzury. Inaczej mówiąc, "wszystkie" gwiazdy fb warto zaangażować do wyrażenia sprzeciwu wobec tej linii postępowania, jaką przyjął portal. Tą uwagą kończę tę refleksję, bo mam wiadomość od żywych ludzi:).
W ogrodach Sejmu
- refleksje z kina
W Roku Sienkiewiczowskim spotykamy się w różnych miejscach, min. w kinie sejmowym, w ogrodach. W zeszłym tygodniu 16 lipca 2016, zainaugurowano tam cykl ekranizacji twórczości pisarza, słynną produkcją Quo vadis, z niezapomnianą rolą Bajora (Neron) i Pieczki (św. Piotr). Wczoraj, tj. 23 lipca 2016 byliśmy świadkami czegoś specjalnego, seans kinowy podzielony na dwie części wsparła muzyka instrumentarium ustawionego z boku. Dzięki temu mogliśmy wczuć się w klimat starego kina, które uchwytuje i wyraża emocje bohaterów.
Pierwszym filmem była Komedia z pomyłek, z 1967 roku, brawurowy western utrzymany w klimacie lat 60, ze słodką bohaterką (Cembrzyńska) i gorzkim bohaterem (Maklakiewicz) - może jest to pewne uogólnienie, ale na tej grze postaci oparty był główny wątek filmu. Komedia rozbawiła nas do łez, aż trudno było uwierzyć, że to poczucie humoru cechuje literaturę tak poważnego autora. Muzyka w ogrodzie uwypuklała pocieszną walkę dwóch właścicieli sklepów, prowadzoną w poetyce zderzenia męsko-damskich zachowań, obfitującą w nagłe zwroty akcji i zmierzającą do zaskakującego finału...
Jednakże łzy mogły popłynąć dopiero przy drugim filmie, z 1923 roku, z gatunku kina niemego. To Bartek Zwycięzca, opowieść na podstawie znanej noweli Henryka Sienkiewicza, która zmusiła nas do refleksji. Chciałabym się zatrzymać i pochylić nad kilkoma aspektami tego kina i samej treści. Byliśmy świadkami wojennego dramatu Polaków, uwikłanych w walkę w imię cudzych spraw, rozdarcia tożsamości - bohater nie wie, czy jest Niemcem, czy Polakiem, przychodzi mu ścierać się z "Francuzami", pośród których odnajduje skazanych rodaków, jego świadomość rozwija się podczas projekcji, chociaż w finale przegrywa i udaje się w tułaczkę. Odznaczony pruskim Krzyżem, zostaje przez "Prusaków" (w 1870 już Niemców) wyrzucony z ojcowizny, co stanowi prawdziwe zakończenie narażania polskiego życia dla cudzych interesów.
Łzy wywołuje gra obrazu i dźwięku, jako że kino nieme nie dysponuje tradycyjnymi dialogami, a tablicami z jedną lub większą liczbą sentencji. W tym filmie owe tablice współistnieją z portretami w półcieniach, czego wymowę wydobywa muzyka współcześnie zaprezentowana, grą w ogrodzie. Muzyka ta jest podzielona, by rzec, oddana każdemu z głównych bohaterów odrębnie, i tak, gitara jest dla mężczyzny, tytułowego Bartka, a flet dla kobiety, jego żony, Magdy. Gitara brzmi wśród wojska, flet zawodzi w chałupie. Instrumentami skarży się postać kobieca na nielitościwego wierzyciela, który bezwzględnie ściąga z niej zaległy dług.
Perkusja wybija sceny batalistyczne, tworzy napięcie w kluczowych momentach filmu. Ten kameralny koncert wspomagający projekcję w ogrodzie, utworzył niezwykły nastrój, w którym młodzież mogła odebrać sens lektury. I tu słowo dla młodzieży - mogła, ale niewiele odebrała, bo to kino jest otwarte nocą, publiczność skrada się do niego kocim ruchem, a na widowni znajduje się garstka osób. Czy jest to dobrze, czy do poprawy - nie umiem stwierdzić. Kameralny charakter pokazu gwarantuje jego dobry odbiór, a jednak, żal trochę młodzieży, która mogłaby skorzystać na takiej projekcji.
Oswojenie ze ścieżkami parlamentarnymi niejeden talent mogłoby ujawnić, dlatego pozostaje mieć nadzieję, że nie tyle może tylko nauczyciele, co przede wszystkim, uczniowie odnajdą drogę do tego kina. Klimat podziemny zagwarantowany, współgra z podobnym charakterem cennej wystawy o świętości Polski (Sacrum Poloniae) na Zamku Królewskim. Wystawa zresztą znajduje się blisko dawnej Izby Poselskiej, co wiąże oba miejsca w prostym skojarzeniu.
Piórkiem po sercu
- o „Hani” Henryka
Sienkiewicza
W cyklu projekcji filmowych z
okazji Roku Sienkiewiczowskiego, w kinie sejmowym obejrzeliśmy „Hanię” –
adaptację opowiadania Henryka Sienkiewicza - część "małej trylogii" z wątkami autobiograficznymi, w reżyserii Stanisława Wohla, film z 1984 roku, w rolach
głównych Maciej Orłoś i Małgorzata Wachecka. Chociaż nasze myśli złączone
były z Brzegami, gdzie trwało czuwanie z okazji Światowych Dni Młodzieży, ujrzeliśmy
obraz, który warto polecić młodym ludziom.
Jeśli można odczuć
subtelności treści serca ludzkiego, to właśnie ten film jest na to dowodem –
delikatnie prowadzona gra aktorska uczula widza na wszystko to, co w życiu
ledwo dostrzegalne, a jednocześnie, tak wyraźne w relacjach. Film oparty na
głównym wątku miłosnego nieporozumienia i flirtu, nie omija tematów społecznych
– z punktu widzenia wiejskiego doktora (Jan Englert) poznajemy układy między dworem a
poddanymi, jesteśmy świadkami budzonej w miastach rewolucji rozpoczętej na
gruncie obyczajowym, słyszymy o epidemii ospy, obserwujemy epizod z
korepetytorem gruźlikiem, zachowujemy w pamięci śmierć sługi – żołnierza (Tadeusz Cygler).
Wszystko to
zarysowane jest tak miękko, że rodzi podziw dla wykonania, bo nie jest łatwo
zagrać tak istotne różnice w sposób niewyraźny – czego wymaga fabuła
opowiadania. Aby ocenić postawę głównych bohaterów, potrzebujemy dotknąć
wszystkich poruszanych kwestii, z których ta podstawowa – przyjaźń i napięcie
pomiędzy dwoma szlacheckimi synami, z których jeden jest Polakiem, a drugi
Tatarem z pochodzenia (Marek Sokół) – początkowo zdawała się mało znacząca, a później, urosła
do rangi problemu. Film dotyka spraw esencjonalnych, jak istota polskiego
dworu, gdzie autor umieścił wszystkie charakterystyczne postaci: szlachcica (Mieczysław Voit),
jego małżonkę (Barbara Horawianka), piastunkę (Jadwiga Kuryluk), bonę (Janina Nowicka), księdza (Tadeusz Bartosik), lekarza i wspomnianego wiernego sługę
– żołnierza, którego córka staje się najważniejszą bohaterką utworu.
Warto odkryć,
że w trakcie przebiegu akcji, pod pozorem wątku miłosnego, ukazano prawdę o
polskiej naturze – polscy państwo wracają z wód uzdrowiskowych, aby zająć się
poddanymi we wsi, którą trawi epidemia. Jak daleko stąd do rozpowszechnianych
fałszywie wyobrażeń o szlacheckim nieróbstwie i braku praw do życia! W toku
wydarzeń, dochodzimy do konkluzji, która może być pointą dla młodzieży: oto dotykamy
materii powołania i zagrożeń dla ludzkiej woli. Tytułowa bohaterka nie potrafi
dobrze ocenić osób, wpadając w pułapki emocjonalne, główny bohater nie umie
wyrazić uczuć, obawiając się mezaliansu, młodzieniec innej wiary skutecznie
intryguje pomiędzy nimi, ale w sumie, akcja dobiega końca w chwili, gdy
wszystkie sprawy zostają ułożone zgodnie z tradycją.
I może
dlatego, wśród szczęku szabli podczas pojedynku głównych bohaterów, z pamięcią twarzy o polskim i innym charakterze, w wyczuleniu na grę miłosnego trójkąta… warto
zaproponować ten film szkołom. Przy okazji pragnę nadmienić, że marzy mi się
taki cykl seansów w bemowskim amfiteatrze, w godzinach wczesno wieczornych – z
korzyścią dla widzów w młodym wieku i ich rodzin.
Świętość Polski
- wspomnienie z wystawy Sacrum Poloniae na Zamku Królewskim
Na Zamku Królewskim trwa jeszcze wystawa Sacrum Poloniae. Iubileum 966 - 2016, z okazji rocznicy Chrztu Polski. W poszukiwaniu korzeni naszej świętości narodowej, przemierzyłam cały Zamek, bo wystawa znajduje się u kresu zwiedzania. To bardzo utrudnia jej właściwy odbiór.
Jednakże, sama wystawa jest godna polecenia, ze względu na treść i jakość eksponatów. Furorę robią Drzwi Gnieźnieńskie, które są wyrzeźbioną historią św. Wojciecha, a przez to, obrazują wczesne wydarzenia z początków chrześcijaństwa Polski. Wzrok przyciąga włócznia św. Maurycego zawierająca relikwię Krzyża Świętego, ciekawią pierwsze księgi liturgiczne: sakramentarz tyniecki oraz kroniki: rocznik świętokrzyski i fragment dzieła Jana Długosza. Olśniewa widzów pomysł umieszczenia starodawnego naczynia liturgicznego - czary wrocławskiej w otwartych Drzwiach Gnieźnieńskich. Tak głęboka symbolika przypomina o znaczeniu Chrztu Polski i roli kulturotwórczej polskich świętych.
Na wystawie brak być może przykładów numizmatyki - przy dużym staraniu, nie mogliśmy odnaleźć denaru księcia Bolesława Chrobrego, z napisem Prince(p)s Poloniae, z pradawnym piastowskim wizerunkiem Orła Białego - przypominającego kurczaczka. Co ciekawe, wystawa znajduje się w bliskim sąsiedztwie muru Zamku z okresu II wojny światowej, z adnotacją o działaniach powstańczych, co ukazuje trud polskiej historii narodowej. Wystawa ma charakter podziemny, bo większość informacji można odczytać w półmroku tej jednej sali, chwytając bezpłatny folder w drugim obiegu. A że jest to książka pełna treści uzupełniających, wystawę i folder można śmiało polecić młodzieży. Znajomość własnej kultury jest zbawienna dla osób w każdym narodzie, a jubileusz Polski wart jest namysłu, do którego zachęcają organizatorzy wystawy.
Narodowa droga życia
- relacja z Marszu pamięci Powstania
Warszawskiego
Pierwszego
sierpnia przypada 72. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego, z tej okazji
narodowcy zorganizowali Marsz, na którym byłam wraz z koleżankami z Narodowej
Organizacji Kobiet. Od kilku dni odgrzewano w mediach dyskusję na temat mitu i
szkodliwości narodowego zrywu zbrojnego, (żeby w tym nie utonąć, warto
wysłuchać
rozmowy
Krzysztofa Bosaka z Piotrem Gursztynem w Polskim Radiu 24 o roli mitów
historycznych i zająć swoje miejsce w rozważaniach), facebook zanurzony jest w
fotografiach opatrzonych tekstami cytatów z pamiętników bohaterów, ale także
refleksji nad ogromem strat, cierpieniem cywilów, itp.
Tymczasem,
tegoroczny Marsz Powstania Warszawskiego zapamiętam inaczej. Byłam na nim z
koleżankami, z których jedna oczekuje dziecka, dzielnie maszerowała wraz z
mężem, dając przykład nie tylko jeszcze nienarodzonemu obywatelowi Polski, lecz
również młodszym parom, które nie zdecydowały się jeszcze na małżeństwo czy na
dziecko. Szłyśmy z rodzinami, załączam kilka zdjęć – które prowadziły wózeczki,
ojcowie nieśli dzieci, czasem uśpione, matki prowadziły je za ręce, pochód w
pewnym momencie otwierała mała dziewczynka, ubrana na biało-czerwono, siedząc
na ramionach taty.
Marsz
współczesnych rodzin w hołdzie poległym, pomordowanym, a także tym, którzy
przeżyli – uczestnikom Powstania. W pewnej chwili zamyśliłam się, bo popłynął
śpiew:
tyle młodości, tyle miłości, ile
Warszawy wokół we krwi… Spojrzałam wtedy na młodzież, która szła obok,
prezentując całą galerię odzieży patriotycznej i mocne głosy – wszak poza
śpiewem były też okrzyki. Pomyślałam wówczas, że oto trzeba pamiętać, by nie
wykrwawić znów stolicy i Narodu. Jednak idąc wśród rodzin możemy zrozumieć, że
Naród odradza się właśnie wtedy, gdy rodziny strzegą swoich dzieci, już w łonie
matek – i od małego brzdąca uczą kochać Ojczyznę.
Dlatego nie
chcę koncentrować się ani na wspomnieniu zeszłego roku, kiedy ten Marsz został
przedstawiony jako faszystowski, ani na tej samej omylności demonstracjach KOD,
pragnę natomiast przekazać tę prawdę, którą poznaliśmy w drodze. Wśród okrzyków,
będących wyznaniem hierarchii wartości: Bóg,
Honor, Ojczyzna! Pojawiła się deklaracja tożsamości: To my, to my, Polacy! Nie zabrakło pragnienia podjęcia testamentu
powstańców: Polska, Polska Walcząca!
oraz historycznego zawołania NSZ: Śmierć
wrogom Ojczyzny! Pamiętano o historycznych wrogach: przywołano hasła
powstańcze, wskazujące Niemców - hitlerowców, bolszewików - sowietów i banderowców. (Wiadomo, że w armii radzieckiej
byli nie tylko Rosjanie)
Organizatorzy
poprosili nas o zachowanie ciszy w hołdzie bohaterom, i tę ciszę zachowano do
końca trasy, aż do placu Krasińskich szliśmy przy muzyce żałobnej, a
jednocześnie, wybitnej i polskiej. Ten fakt przypomniał nam o zadaniu twórców i
odbiorców kultury, a także, o marzeniu powstańców, aby żyć w Polsce godnej i
świadomej swojej wartości. Po złożeniu wieńca odśpiewano hymn państwowy,
zagrano także sygnał wieczorny.
Patrząc na te
dzieci, prowadzone przez rodziców, a także na te dorosłe, prowadzące rodziców w
podeszłym wieku, wsłuchałam się w okrzyk: Śmierć
wrogom Ojczyzny!
Narodowi
życie.
Z modlitwy
Trwa tydzień
modlitw o mądrość i wyobraźnię Miłosierdzia, dziś otulamy naszą wspólnotę –
przede wszystkim, rodzinną, a potem wszystkie te, które do niej dochodzą. Piszę
więc dla Was, abyście mieli to przed Pielgrzymką.
Dlaczego
przed Pielgrzymką?
Zadałam sobie
to pytanie, chcąc je zadać temu, który sprowokował mnie do działania. Ale nie
dostałabym na to odpowiedzi, więc zapytałam Maryję. Ona uświadamia nam, że
podczas duchowego przygotowania do Pielgrzymki, ukazuje jej głęboki sens – ten
prawdziwy, ten przez Nią chciany. Dzieje się więc tak, że Maryja odsłania nam
nie tylko to, co się wydarza, ale i motywacje tych, którzy do tego dopuszczają.
Krótko mówiąc, Maryja odsłania nam stan naszych dusz – zanim wyruszycie.
A dlaczego
dla Was piszę? Bo mamy ten sam system wartości i dostrzegam, kiedy ktoś próbuje
Was nauczyć innego. Napisałam na jednym z profili, że dla mnie najważniejsze
jest, abyśmy pozostali katolikami, będąc Polakami. Dlatego nie godzę się na kuszenie, któremu
jesteśmy poddawani. Skąd są pokusy, wiemy. Ewangelia nas uczy, że ich autorem
jest zawsze szatan. Pokusą zapisaną w Ewangelii jest zdobycie dobrobytu i
władzy – za jeden ukłon, złożony diabłu.
Walka
duchowa
To, czego
jesteśmy świadkami, to walka duchowa, którą każdy toczy w swoim sumieniu, ale
także – w którą zostaliśmy uwikłani poprzez decyzje na górze. Przypomnę za św.
Ojcem Maksymilianem – czytajcie jego Pisma – że głową wszystkich złych
ideologii na świecie pozostaje masoneria – bo ona jest zakonem szatana. I
kopiując struktury zakonne, wprowadza wielki nieład moralny w każdą
społeczność, którą przenika i zdobywa.
Masoneria
żeruje na naszych wadach, rozbudza w nas żądze, które zaczynają nas trawić tak,
że nie widzimy czegoś bardzo ważnego – że oddalamy się od Boga, Niepokalanej i
Kościoła, który w swoim Nauczaniu jasno mówi, jak należy postępować wobec tego
anty-zakonu, który należy do szatana. Czym to się objawia? Tym, że zaczynamy
szukać sposobu, by te rozbudzone żądze zaspokoić. Coraz częściej idziemy wtedy
na kompromis w myślach, aż te myśli zdobywają przewagę nad rozwagą – i dochodzi
do pomieszania porządku Bożego z diabelskim.
Przypominam
nam wszystkim, że to właśnie masoneria zakłada, iż o pewnych rzeczach – a tu
ląduje cały nasz system wartości – nie będziemy mówić, aby osiągnąć cel –
zaspokojenie żądz. Oficjalnie o tym się również nie mówi, tylko o zdobyciu
poparcia. Jak to się kończy? Najpierw
zamieszaniem – pod jednym szyldem powstaje jedna grupa, w której są
przeciwstawne stanowiska, przeciwne sobie postawy moralne. Katolicy nie mogą
się łudzić, że w takim zestawieniu nie przegrają z kretesem – bo przegrywają
moralnie, składając ukłon diabłu. Muszą uważać na słowa, by nie zniszczyć
iluzji porozumienia, a w konsekwencji – przestają bronić swoich wartości. Są
potraktowani jako trampoliny do efektownego skoku, a jak to się objawia – z ich
wypowiedzi wycina się akurat to, co nie jest zbyt fortunne w ustach katolików:
wolę bogacenia się czy zdobycia władzy. A to są tylko początki ośmieszania
katolików, w którym masoneria celuje.
Jak rozwiązać
ten problem? Przez kilka już tygodni
rozważam to na modlitwie, powierzają sprawę Maryi Niepokalanej.
Królestwo
Boga i Niepokalanej
Maryja jest
wierna Bogu i tego nas uczy. Ona przyjęła akt podpisanej przez część z Was Konfederacji
Gietrzwałdzkiej. Ona mi uświadomiła, że ta właśnie Konfederacja jest kluczem do
pokoju naszych dusz – o ile obietnice, jakie zostały złożone Królowej, będą
potraktowane poważnie.
Bo czym jest
Konfederacja maryjna, jeśli nie oddaniem się Niepokalanej? A przecież, wiemy,
że poprzez każdy akt oddania się Niepokalanej, szczególnie poprzez przytoczenie
tego Jej tytułu, człowiek staje się Jej Rycerzem – do czego Was zachęciła
kiedyś i zachęca nadal.
To wobec tego
zastanówmy się, jak można było połączyć Rycerstwo Niepokalanej z układem z
masonerią? Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to wyjaśnienie serca, że może
ktoś nie był tego świadomy, zawierając ten układ. Ale Maryja, Której
ślubowaliśmy, odsłania prawdę o tym właśnie fałszywym położeniu.
Nie można
pogodzić Królestwa Boga i Niepokalanej z królestwem szatana i jego dziełami. Po
prostu, skończy się to tak, że najpierw wszystko, co robimy dobrego, zostanie
przejęte w celu uwiarygodnienia masonerii, a potem, wszelkie zło, które popełni
w tym układzie masoneria – spadnie na katolików.
Dlatego
Maryja zabrała mnie spośród Was, pozwalając pisać to wyjaśnienie.
Podsumowanie
jest proste
Trzeba ten
układ przeciąć. Nie mam pojęcia, jak to zrobić, żeby nie skrzywdzić katolików,
którzy angażują się dniem i nocą. Domyślam się, że jeśli katolicy będą łączyć
siły w obronie naszych wartości, to w pewnym momencie masoneria postawi
ultimatum – i wtedy trzeba mimo wszystko, opowiedzieć się po właściwej stronie.
Według Magisterium Kościoła - które Wam przecież
podrzuciłam
- katolikom nie wolno należeć do organizacji, które
współdziałają z masonerią.
To po prostu, wyłącza z Kościoła –
i tego Maryja nie pozwoli Wam zrobić.
Zdaję sobie
sprawę z tego, że wszyscy mamy wilgotne oczy i te, które są suche, obejmą mnie
bardzo chłodnym, może i lodowatym spojrzeniem. Trudno, piszę pod dyktando
Niepokalanej, bo oddanie się Jej traktuję serio.
Zakończę
słowami św. Urszuli Ledóchowskiej, które znalazłam na modlitwie z dziewczętami
i za dziewczęta - podczas spaceru szlakiem świętych.
Warto zajrzeć do własnego sumienia, aby się
przekonać,
czy jesteśmy prawdziwymi dziećmi Kościoła Katolickiego,
czy stoimy
mocno przy wierze naszej,
czy nie idziemy na kompromis w rodzaju:
Panu Bogu
świeczkę, a diabłu całą pochodnię!
Niedziela
Świętej Rodziny
z
Prymasem Polski, Stefanem Kardynałem Wyszyńskim
W
tę Niedzielę, 29. grudnia 2019 roku obchodzimy uroczystość Świętej Rodziny,
którą Prymas Polski, Stefan Kardynał Wyszyński nazywał Świętem Rodziny. Chcemy
przeżyć ten czas z nim, wsłuchując się w jego pasterskie wskazówki dla rodzin.
Trzeba zatem
skoncentrować uwagę na istocie tego święta, jaką opisał tymi słowami: W
modlitwach tej uroczystości prosimy Chrystusa, by rodziny nasze, naśladując
wzór Świętej Rodziny i przez nią wspomagane, doszły do uczestnictwa w jej
szczęściu wiekuistym (Kolekta).
W
polskich parafiach tego dnia odbędzie się uroczyste odnowienie przyrzeczeń
małżeńskich, co kieruje nas do rozważań nad istotą małżeństwa. O tym Prymas
Wyszyński mówił w Pouczeniu pasterskim: Pierwszym obowiązkiem i jakby
streszczeniem wszystkich innych jest miłość wzajemna; podając sobie ręce i
zamieniając pierścienie przy ołtarzu, nowożeńcy chcą wyrazić, że odtąd będą
stanowić jakby jedno serce i jedną duszę. Pragnę być dla żony tym, zda się
wtedy mówić małżonek, czym Chrystus jest dla Kościoła, który go żywi i
pielęgnuje (zob. Ef 5,29), strzeże,
broni i uszczęśliwia. A małżonka również, odwzajemniając się, zda się
zapewniać: chcę być dla męża tym, czym Kościół katolicki dla Chrystusa, którego
kocha, przy nim wiernie trwa, dlań się poświęca i cierpi. Czy może być
piękniejsza, szlachetniejsza i czystsza miłość nad tę, która łączy Kościół z
Chrystusem? Gdzie taka wzajemna miłość istnieje, tam już o wierność małżeńską
nietrudno. A tej wierności wymaga Chrystus Pan.
Jak te
wskazania zdają się odbiegać od rzeczywistości, trawiącej współczesny świat! A
jednak, nie tracą one swojej aktualności – wręcz przeciwnie, stają się
drogowskazem tam, gdzie brak duszpasterskiej opieki i wzajemnej
odpowiedzialności. Pochylając się nad rodziną, Sługa Boży dostrzega jej
powinności, do jakich należy katolickie wychowanie dzieci i prowadzenie chrześcijańskiego życia, a
zatem – dążenie do wspólnego życia sakramentalnego całej rodziny:
Małżonkowie
zakładając rodzinę mają uświęcić siebie i potomstwo przez życie oparte na
wierze i Bożych przykazaniach. Szczęśliwy związek dwojga ludzi, pobłogosławiony
w kościele! Szczęśliwe dzieci, klękające razem z rodzicami do codziennego
pacierza, a zasilające dusze swe często łaskami sakramentalnymi.
Dlatego są
tak ważne zasady zawierania małżeństwa sakramentalnego, które przypomina nam
Prymas Polski we wspomnianym Pouczeniu pasterskim:
W Kościele katolickim obowiązują
następujące przepisy:
- Katolicy
mogą zawrzeć ważny wobec Boga i Kościoła związek małżeński tylko przed
upoważnionym do tego kapłanem katolickim i w obecności dwóch świadków.
Pożycie dwojga ludzi ze sobą bez kościelnego ślubu jest grzeszne.
- W
Kościele katolickim ważnie zawarte i dopełnione małżeństwo może być
rozwiązane tylko przez śmierć jednego z małżonków.
- Za
życia zatem obojga małżonków zawarcie nowego małżeństwa w Kościele
katolickim jest niemożliwe, nawet gdyby sądy cywilne udzieliły rozwodu.
Nowe małżeństwo byłoby dopiero wówczas możliwe, gdyby w kościelnym sądzie
biskupim, po dokładnych, a niezależnych od warunków materialnych
dochodzeniach, udowodniono, że pierwsze małżeństwo od początku było
zawarte nieważnie.
- Małżeństwo
może być od początku nieważne, jeżeli zachodziły przeszkody zrywające: np.
wiek młodociany, pokrewieństwo, powinowactwo, uroczysta profesja zakonna,
wyższe święcenia i inne. Nieważne byłoby również małżeństwo, gdy zachodzi
brak zgody na małżeństwo ze strony oblubieńców, tj. jeżeli rodzice lub kto
inny przymusza do zawarcia małżeństwa. Unieważnia również małżeństwo
postawienie przez jedno lub oboje narzeczonych, w chwili zawierania
związku, warunku godzącego w istotę małżeństwa, jak wykluczenie potomstwa,
swoboda cudzołóstwa, możliwość rozwodu itp.
Jeżeli dla jakichkolwiek z wyżej
wskazanych przyczyn jakieś małżeństwo było nieważnie zawarte, Kościół katolicki
w sądowym dochodzeniu stwierdza, że małżeństwo jest nieważne i nieobowiązujące.
Nie jest to jednak rozwód, tylko orzeczenie nieważności małżeństwa. Związek
małżeński chrześcijan jest sakramentem; ważnie zawarty, nie może być rozwiązany
przez żadną władzę, a więc i przez Kościół. Pamiętajmy, że w Kościele
katolickim rozwodów nie ma, bo i Chrystus Pan ich nie uznawał.
- Katolicy,
którzy nie uznają ślubu kościelnego, a poprzestają na tzw. ślubie cywilnym
albo zawierają nowe małżeństwo za życia współmałżonka, grzeszą ciężko i
popadają w następujące kary kościelne: są wykluczeni od przyjmowania
sakramentów świętych; nie mogą być rodzicami chrzestnymi lub świadkami
przy udzieleniu sakramentu bierzmowania; pozbawiają się prawa do
kościelnego pogrzebu i uroczystego nabożeństwa żałobnego, jeżeliby przed
śmiercią nie naprawili zła, a umarli w grzechach.
- Kościół
katolicki zabrania wiernym wchodzić w związki małżeńskie z innowiercami
albo odstępcami od Kościoła ze względu na złączone z tym niebezpieczeństwo
dla wiary świętej.
W następnej
kolejności Prymas Wyszyński wyjaśnia, czemu służą zapowiedzi: Prawo
kościelne żąda, by każde małżeństwo katolickie poprzedziły potrójne zapowiedzi,
czyli publiczne ogłoszenie o małżeństwie zamierzonym. Celem zapowiedzi jest
umożliwienie wykrycia przeszkód, które sprzeciwiałyby się ważnemu lub godziwemu
małżeństwu.
Omawiając
sakrament małżeństwa, Sługa Boży skazuje na konieczność godnego przygotowania
się do niego: Na przyjęcie tego sakramentu należy dusze swe poważnie
przygotować przez odprawienie, o ile możliwe, rekolekcji albo dnia skupienia
oraz odbycie spowiedzi świętej generalnej, by w stanie łaski poświęcającej
rozpocząć ten niesłychanie ważny okres nowego życia. Sam obrzęd ślubny należy
odbyć w kościele parafialnym narzeczonej, i to w czasie Mszy świętej, podczas
której nowożeńcy przystępują do Komunii świętej i otrzymują przepiękne
błogosławieństwo.
Są to
reguły, których zachowanie pomaga realnie wesprzeć polską rodzinę. Pasterzowi
leży na sercu nie tylko dobro małżonków, ale i dzieci, od których także wymaga
odpowiedzialności już od najmłodszych lat: Zanim odejdziecie
od żłóbka, uczyńcie przyrzeczenie, że tu znowu wrócicie, że przyprowadzicie z
sobą inne dzieci, że wiernie gromadzić się będziecie na kolędy przez cały okres
Bożego Narodzenia. Gorąco przyrzekniecie Bożemu Dzieciątku, że zachowacie swą
gorącą doń miłość, że gorliwie uczyć się będziecie prawd wiary, że nie
opuścicie ani jednej nauki katechizmu, że dla innych dzieci staniecie się
przykładem. Te przyrzeczenia będą Waszymi darami dla małego Jezusa.
Dlatego
jako Pasterz Kościoła w Polsce, Stefan Kardynał Wyszyński akcentuje konieczność
formowania duchowego rodzin, zalecając:
Nasze rodziny należy przygotować na te
uroczystości, w zależności od terenowych warunków. Może to być triduum w samych
rodzinach lub nabożeństwa w kościele. W samą uroczystość, po sumie, wobec
wystawionego w monstrancji Najświętszego Sakramentu, należy w intencji rodzin
odmówić litanię do Imienia Jezus oraz odśpiewać Suplikacje. Zaleca się, gdzie
warunki na to zezwolą, urządzić stosowne nabożeństwo popołudniowe, na które
udziela się zezwolenia na wystawienie Najświętszego Sakramentu w monstrancji. W
tym wypadku nabożeństwo przedpołudniowe w intencji rodzin wypada. Małżonkowie
niechaj przypomną sobie przysięgę małżeńską i niech proszą Świętą Rodzinę o
utwierdzenie swej rodziny w pokoju i w łasce Bożej (Sekreta). W domu przed
obrazem Serca Jezusowego niech rodziny odnowią akt ofiarowania się rodzin.
Oczekując
na beatyfikację Sługi Bożego, Prymasa Stefana Wyszyńskiego, zgłębiajmy jego
nauczanie, szczególnie dotyczące małżeństwa i rodziny – abyśmy byli w stanie godnie
przeżyć świąteczny czas i służyć prawdziwą pomocą polskim rodzinom.
O
naszej Ostoi - wskazówki Kardynała Raymonda Burke
Gdy
zdaje się, że tonie Kościół, bardzo ważna jest reakcja wiernych. Na czym możemy
się oprzeć, zalewani wiadomościami o kolejnych podbojach szatana w strukturach
tej wspólnoty? Na to pytanie poszukujemy odpowiedzi, prosząc o pomoc Pasterzy
Kościoła. Tej odpowiedzi udzielił niedawno Kardynał Raymond Burke, w dwojaki
sposób: pierwszy raz, podczas rozmowy z przedstawicielem Akcji Katolickiej,
Thomasem McKenną i drugi, w ramach homilii na Mszy Świętej – podczas inicjatywy
„Szturm do Nieba”, modląc się w intencjach Wojowników Różańcowych (każdego
pierwszego dnia miesiąca). Z tych dwóch wypowiedzi hierarchy, warto zapamiętać
szczególnie to, co stanowi podstawę dla naszej ufności wobec Boga.
Treść
homilii
W trakcie Mszy Świętej,
sprawowanej w prywatnej kaplicy w Rzymie, Kardynał Raymond Burke skoncentrował
się na przygotowaniu wiernych do przeżycia okresu Wielkiego Postu – mimo
trudności, jakie pojawiły się w tym czasie na świecie. Pasterz przypomniał nam,
że czas Wielkiego Postu to czas oczyszczenia naszych serc z grzechów, które
popełnialiśmy, to jednocześnie moment doświadczania pokus ze strony diabła i
łaski od Boga. W tym okresie ważna jest regularna spowiedź i przyjmowanie
Komunii Świętej.
Mamy w Panu Jezusie
Chrystusie wzór tego, jak postępować wobec kuszenia, jak ważna jest modlitwa i
wierność - szczególnie teraz, gdy żyjemy w okresie zamętu, błędnych idei i gdy
zdaje się, że Kościół tonie, ulegając światowym pokusom - w tym właśnie
momencie ważne jest to, czy żyjemy z Bogiem i czy
chcemy Mu pozostać wierni, dając czytelne świadectwo wiary. Szczególnie to
dotyczy zdecydowanej postawy wobec prób niszczenia rodziny i życia
sakramentalnego, a także wobec prób odbierania ludziom życia.
Modląc się za ofiary wirusa,
pamiętamy że Msza Święta jest darem, który nas umacnia, poprzez który to dar
Umacnia nas Pan Jezus Chrystus.
Dlatego modlimy się o to,
byśmy ten czas przeżyli w wierności Bogu, przez wstawiennictwo Niepokalanej
Bogurodzicy Dziewicy Maryi, lgnąc do Jej Syna - i za wstawiennictwem świętych i
aniołów.
Wnioski
z rozmowy
Pan Jezus Chrystus Jest naszą
Ostoją. To Jemu mamy pozostać wierni i oczekiwać tego od naszych Pasterzy,
którzy są do tego przez Niego zobowiązani – to odpowiedź na pytanie, na czym
mamy się oprzeć w czasach zamętu.
Mamy się trzymać Nauczania
Kościoła, które jest niezmienne w każdym czasie, bo zgodne z Wolą Bożą, z Nauką
Pana Jezusa Chrystusa.
Jako wierni, mamy wywierać
wpływ na polityków, żeby nie szli na żadne kompromisy ze złem w dziedzinie
wiary i moralności, wymagać od nich żeby stanowili prawo zgodnie z prawem
moralnym, z Prawem Bożym – w ten sposób Kardynał Raymond skomentował dylematy
wyborcze katolików.
Kapłaństwo jest tak ściśle
związane z Panem Jezusem Chrystusem, że nie można oderwać od Niego żadnego jego
aspektu. To On Wskazuje przyszłym księżom drogę bezżenną, drogę celibatu. Nie
można traktować ludzi z jakiegoś rejonu gorzej od tych, którzy są zdolni podjąć
powołanie do życia w kapłaństwie i tej posługi.
Młodzi ludzie szukają tego,
co dobre i będą się tego trzymać, gdy będziemy im zapewniać to, co zgodne z
Wolą Pana Jezusa Chrystusa.
Jako wierni, mamy prawo i
obowiązek walczyć ze złem w świecie, który promuje aborcję, eutanazję, czy
deprawacje i dewiacje. Niezależnie od tego, ile trwa zło, można je wykorzenić.
Można i trzeba, stąd poparcie dla marszu Życia i Rodziny.
Błogosławieństwo Pasterskie
obejmuje wszystkich Wojowników Różańcowych i ich - czyli nasze - rodziny.
Źródła:
Msza
Święta – Szturm do Nieba
Konwersacja
z Akcją Katolicką
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po
wyborach
Tego
tekstu nie wysyłam, ale adresuję go do Was. Po wyborach, o wyborach, czyli o
decyzjach, odsłaniających rzeczywiste motywacje i faktyczną hierarchię
wartości. Na łamach znanego Wam portalu apelowaliśmy o decyzje, które mogły
zabezpieczyć Polskę przed przejęciem Jej i zniszczeniem wszystkiego tego, co
tak ochoczo było Jej ślubowane, było ślubowane Bogu i Niepokalanej. I tylko Oni
nam zostali, bo nasze apele uderzyły w ścianę serc… nie Waszych. Waszych
liderów.
Ich
decyzje odsłoniły motywacje tak nędzne, że aż nikczemne – choć możemy udawać,
że wierzymy ich słowom nadal. I oszukiwać się, że gdy będzie trzeba bronić
naszych najdroższych wartości, nie zawiodą znowu.
Piszę
to, świadoma faktu, że główne nitki politycznych intryg przechodzą przez
biuletyn informacji publicznej Instytutu Pamięci Narodowej. To tam jeszcze
widać, jak poszczególne nazwiska znane nam z mediów czy hierarchii świeckiej –
łączy współpraca z SB. Tak po prostu, nie da się tego zapomnieć, wymazać, to są
całe rodziny żyjące z tym piętnem jako źródłem siły, znaczenia, pozycji. Można się
tylko domyślać, jakie jest wychowanie w takich rodzinach. Cechuje je pogarda
dla tych, którzy w tych układach nie byli nigdy, czy wręcz z nimi walczyli. Pogarda
widoczna w każdym geście, którego nie sposób ukryć. Bezwzględność, która
zabija, odbierając dobre imię, wiarygodność, kradnąc życie.
Kto
nam o tym mówi – nasi święci, niezależnie od tego, czy już wyniesieni na ołtarze.
To oni są męczennikami, którzy poznali te rodziny w akcji. Wiedzą, na ile ich
stać. Jeśli dziś piszę te słowa, to dlatego, że mamy dosyć sytuacji, w której
nasze rodziny są zwodzone i oszukiwane przez tamte.
(I to jak - skoro ledwo ruszyłam ten temat, ich czujki wprowadziły dane osób, których my nie znamy - a noszą nasze nazwiska. Co prawda, niektórzy to nawet wyglądają na sabotażystów... )
Jeśli
zastanawiacie się, jak to możliwe, że nagle stajecie się wrogami numer jeden
Waszych organizacji, to rzucam Wam światło na drogę: prawdopodobnie wpadliście na
ślad tamtych rodzin. Jeśli dziwi Was tonacja syku i wściekłej tyranii w ustach,
z których spijaliście Wasze wizje jak miód – to wiedzcie, że prawdopodobnie
wskazujecie na cały system wartości, którego tamci przyrzekli bronić – i zauważyliście
już, że zrobili coś odwrotnego: zdemoralizowali prawie połowę z Was, którzy im
uwierzyliście.
Czemu
to wszystko jest tutaj – bo tak rozwijało się moje spojrzenie na dziedzictwo
dziadków. Ostatecznie widzę, że zostało przejęte przez rodziny z przeszłością.
Ostatecznie dostrzegam, że prawdę rozpoznaje się po owocach. A owocem działań
tych ludzi jest właśnie, ta gorycz, która płynie z tego rozpoznania. Ale na
goryczy nie skończymy, ona jest po prostu, smakiem rany, którą trzeba oczyścić.
Mogę
Wam podpowiedzieć, w którą stronę spojrzeć – ale zachowam w tym teraz już
dystans, oceniając i doceniając.
Pod
Twoją Obroną
-
wspomnienie Ogólnopolskiego Dnia Modlitwy MI
Niedawne
akty profanacji uświadomiły nam, że trwa wojna ideologiczna, gdzie
przeciwstawia się wymysły rozumowi, grzech cnocie, prowokację modlitwie. W
takiej chwili potrzeba pospolitego ruszenia katolików, którzy stają w obronie
najświętszych wartości. Potrzeba Rycerstwa Niepokalanej, które uczy jak
reagować na ataki i jak postępować w tym starciu cywilizacji. Dlatego warto
przypomnieć sobie treści Ogólnopolskiego Dnia Modlitwy MI, który odbył się 25
lipca 2020 roku w Niepokalanowie.
Bogaty
program spotkania
W
programie spotkania znalazły się konferencje, Msza Święta, Koronka, Różaniec,
śpiew patriotyczny i Apel Maryjny oraz czuwanie, z Mszą Świętą Niedzielną o
północy i Drogą Krzyżową dla najbardziej wytrwałych Rycerzy. Organizatorzy
zadbali o strawę duchową i materialną, gwarantując posiłki i chwile odpoczynku,
akcent jednakże kładli na modlitwę i formację.
Pamięć
o Cudzie nad Wisłą
Podczas
spotkania, odbyło się kilka konferencji, w których zaprezentowano sytuację
Polski w 1920 roku, podkreślając znaczenie interwencji Maryjnej. O. Stanisław
Piętka, Prezes Rycerstwa Niepokalanej stwierdził, że cuda się zdarzają mimo
niewiary różnych wieków, od Nietzschego po Marksa i czerwonych libertynów.
Maryja okazała się silniejsza od wojsk nieprzyjacielskich i wrogiej propagandy.
Skierował wzrok uczestników w niebo, by tam ujrzeli Tę, której pomocy
zawdzięczają wszelkie dobro – jak to czynili obrońcy Warszawy. Wspomniał, że
wtedy dzieci, kobiety i starsi ludzie trwali na modlitwie Różańcowej i na
Adoracji przed Najświętszym Sakramentem, wspierając walczących.
Czego
znakiem są dzisiejsze opustoszałe świątynie? – zastanowił się O. Stanisław,
odkrywając we współczesnej panice obraz strachu i niewiary w Miłosierdzie Boże
i Opiekę Matki Bożej. Ten wątek podjął także w trakcie Apelu Maryjnego O.
Grzegorz Maria Szymanik, Gwardian Niepokalanowa, budząc sumienia uśpione
pozornym zwycięstwem prawicy.
Treść
modlitwy rycerskiej
Bp
Henryk Ciereszko w homilii na Mszy Świętej pochylił się nad aktem strzelistym,
znanym z dokumentów Rycerstwa Niepokalanej:
O
Maryjo, bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy i
za wszystkimi, którzy się do Ciebie nie uciekają, a zwłaszcza za
nieprzyjaciółmi Kościoła Świętego i poleconymi Tobie.
Analizując
tekst tej modlitwy zdanie po zdaniu, Biskup Ciereszko podkreślił kilka rzeczy.
Przede wszystkim, oddanie się Matce Bożej, zawierzenie się Jej, które ma
cechować Rycerzy. Wspomniał o łączności kultu Bożego Miłosierdzia z mariologią św.
Ojca Maksymiliana – mówiąc o spotkaniu z nim bł. Michała Sopoćki w 1924 roku.
Orędownik Bożego Miłosierdzia wówczas podziwiał rozmach i odwagę płynące z aktu
oddania, zawierzenia. Pasterz wezwał Rycerzy do osobistej refleksji – jak
wygląda to oddanie w moim życiu? Jak wygląda oddanie się Woli Ojca? Poruszył
kwestię osobistego nawrócenia i uświęcenia, owocującego troską o nawrócenie i
uświęcenie wrogów Kościoła oraz dbałością o tych, którzy powierzają się naszej
modlitwie, tu uwypuklił konieczność modlitwy za Ojczyznę.
Biskup
Ciereszko ukazał także zagrożenie, jakim są projekty tworzenia i porządkowania
świata bez Boga. Tej zarazie przeciwstawił osobiste świadectwo życia Rycerzy
Niepokalanej w swoich środowiskach.
Wnioski
z historii
Po
przejmującej duszę Koronce przemówił do Rycerstwa O. Piotr M. Lenart,
Wiceprezes Rycerstwa Niepokalanej – przypominając stuletnią historię tego ruchu
maryjnego, wyciągając wnioski dla działania współcześnie. Celem MI (Militia
Immaculatae) jest, jak była, gorąca modlitwa za dusze zbłąkane i pomaganie
Kościołowi w przyprowadzeniu całego świata do Chrystusa. Opisując trwanie MI,
O. Piotr wskazał, na które elementy organizacyjne warto zwrócić uwagę.
Według
św. O. Maksymiliana, Rycerstwo Niepokalanej nie jest jeszcze jednym ruchem
istniejącym w Kościele Katolickim, ale ma być sposobem, w jaki żyją katolicy.
Dlatego ma przenikać do wszystkich środowisk, a Rycerze Niepokalanej mają
wybierać zawody, pozwalające na wpływ zdrowego ducha maryjnego na społeczeństwo.
W tym celu ma być wykorzystana prasa, tymczasem – warto się zastanowić, co
myśmy z tą możliwością zrobili. Dlaczego królują gazety, w których szerzone są
obłędne ideologie, dlaczego ich krzewiciele mają wpływ na dzieci?
Prezentując
historię poszczególnych grup rycerskich, O. Piotr ukazał dziedzictwo inspiracji
myślą św. O. Maksymiliana – choćby w posłudze Sługi Bożego ks. Franciszka
Blachnickiego i zakładanych przez niego dzieł czy Sługi Bożego Stefana
Kardynała Wyszyńskiego i znaczenia Ślubów Jasnogórskich Narodu Polskiego oraz
Wielkiej Narodowej Nowenny. Deklarując kontynuację, Rycerze Niepokalanej
zastanawiają się nad współczesnym działaniem w duchu maryjnym – poprzez prasę,
książki, internet. Kluczem do właściwej strategii jest rozpoznanie źródła
zagrożenia – i tego trzeba się od założyciela nauczyć.
W
rytmie modlitwy
Po
konferencji odbył się Różaniec w łączności z MI świata. To wielkie wydarzenie
było, jak większość spotkań, transmitowane przez internetową telewizję w
Niepokalanowie. Następnie uczestnicy mogli coś przekąsić i w luźnej atmosferze,
pośpiewać pieśni patriotyczne. Organizatorzy śpiewu zadbali, by każdy utwór krótko
scharakteryzować i wyświetlić jego treść, co ułatwiło akcję.
Przejmujący
Apel Maryjny o Matce Bożej, która płacze w ciszy, zdradzona przez najbliższych
- poprowadzony przez Gwardiana
Niepokalanowa rozpoczął czuwanie, które trwało do późnych godzin nocnych. W
trakcie tego czuwania Rycerze modlili się kolejnymi częściami Różańca,
uczestniczyli we Mszy Świętej o północy, a także w Drodze Krzyżowej z
rozważaniami Sługi Bożego Prymasa Stefana Wyszyńskiego.
Nagrania
z Ogólnopolskiego Dnia Modlitw MI są dostępne na stronie telewizji internetowej
Niepokalanów TV. Przeżyjmy to jeszcze raz, czerpiąc wskazówki dla naszych
rodzin.
AP
-----------------------------
Post scriptum
W życiu każdego z nas przychodzi taki czas, gdy zastanawia się nad tym, co robił. To jest naturalne, bo dopiero z czasem odsłania się nam obraz rzeczywistości. Dlatego rodzi się zażenowanie, gdy stawiamy sobie pytanie: co pozostawić z tego, czym się zajmowaliśmy?
Nasze drogi z KB się rozeszły, bo każde poszło w swoją stronę. Wolę to zaznaczyć tu, niż skazywać naszych Czytelników na domysły. Tak samo rozeszły się - bo rozejść się w tej sytuacji musiały - nasze ścieżki z dziewczętami z SKRN - NOK. Wszystko, co dla nich napisałam, ma w sobie piętno tej walki, której się nie mogłam spodziewać - walki z zakonem szatana, czyli masonerią. Przestałam zabijać się o poczytność w tym czy innym środowisku. Każdy musi wybrać, za kim idzie i do kogo należy.
Pozostało zaś to, co naprawdę wartościowe ponadczasowo: żywy patriotyzm i wiara, czyli MI. Być może w naszym życiu zajdą jeszcze kolejne zmiany, ale to, co święte - świętym pozostanie, jak uczy nas Ojciec Święty Benedykt XVI.
Powracamy do tego, na co liczymy, czego oczekujemy od naszych Pasterzy: jasnej i klarownej nauki tworzenia rodziny silnej wiarą i miłością. W tym duchu chcę pisać dalej.
Dlatego zachęcam do uważnego czytania
naszego dawnego portalu pod nową nazwą w działach: Rodzina, Kościół oraz Kultura, Polskość. Mamy tam ślad codziennych rozważań Ewangelii, którą czytamy razem z Rodakami na Kresach i to jest nasz bieżący wkład w rozwój duchowy naszego Narodu.
Dzień, a raczej wieczór podsumowań. Zakończę ostatnim zaproszeniem: bądźcie z nami na fb, a szczególnie na stronie poetyckiej:
Aniela Agata - poezja. Myślę, że
następne artykuły - jeśli nie u nas, to znajdą się w kolejnym poście.
I niech nam już
maleńka odżyje naprawdę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz